Sportowe nadzieje roku. Debiuty i powroty
Czym nas zaskoczą polscy sportowcy w 2011 roku
Radosław Kawęcki: pływak szczupaczek
Z postury szczupły, wiotki, muskulaturą nie grzeszy. Gdy staje na słupku startowym obok rywali zza granicy, można odnieść wrażenie, że znalazł się w tym towarzystwie przez przypadek. – Wygląda przy nich jak dziecko. Jeszcze niedawno inni grzbieciści traktowali Radka jak przybłędę, ale gdy zobaczyli, co potrafi, nabrali szacunku – mówi jego trener Jacek Miciul.
Gdyby nie pływał, pewnie zostałby górnikiem, tak samo jak dziadek, tata, wujek brat i kuzyn. To właśnie ojciec zaprowadził Radka na basen i od początku dopingował. Gdy Jacek Miciul dowiedział się o zawodowych tradycjach w rodzinie Kawęckich, pomyślał: dobry znak, bo bez szacunku dla ciężkiej pracy o wynikach w pływaniu nie ma co marzyć.
Trener pierwszy raz zobaczył go na krajowych zawodach dwunastolatków i na kolana z wrażenia nie padł. Dlaczego chcesz u mnie trenować? – zapytał wtedy Radka. A on na to: Bo kocham pływanie. – Ujął mnie tym. Jego rówieśnicy z reguły odpowiadają, że chcą wygrywać, chcą być mistrzem. Ale potem często brakuje im cierpliwości. Gdy po pół roku wspólnej pracy Radek na juniorskich mistrzostwach Polski przegrał medal o włos i wyszedł z wody z płaczem oraz zaciśniętymi pięściami, trener uznał etap sporządzania portretu psychologicznego podopiecznego za zamknięty. I wzięli się do jeszcze cięższej pracy.
Wątpliwości na temat sportowej wartości Kawęckiego zostały ostatecznie rozwiane na mistrzostwach świata w Rzymie, półtora roku temu. Nie miał jeszcze wtedy 18 lat, a obok Pawła Korzeniowskiego był jedynym Polakiem, który awansował do finału.