Tekst powstał w kwietniu 2011 r.
***
Telewizje, radia i prasa po raz kolejny niedawno alarmowały: „Z tajemniczych powodów na poznańskim stadionie (...) trzeba po raz piąty wymienić murawę”. Jeszcze w 2009 r. Poznań chwalił się hasłem: „A nam już trawa rośnie”. Wyrosły, owszem, trybuny, ale trawa nie. Pod koniec marca br. wymieniła ją firma Greenboss (koszt ok. 300 tys. zł) i niejako z marszu, w ciągu sześciu dni, Lech i Warta rozegrały tam trzy mecze. Tak intensywne użytkowanie sprawi, że za dwa miesiące murawa zapewne znowu zmieni się w klepisko.
Oszukać naturę
Kamil Prokopiuk, architekt krajobrazu, doktorant w Pracowni Traw Pozapaszowych i Roślin Energetycznych w Instytucie Hodowli i Aklimatyzacji Roślin w Radzikowie, bada trawy w warunkach intensywnego użytkowania sportowego. Poletko doświadczalne podzielił na paski metrowej szerokości. Na każdym osobno, co metr, posiał 14 mieszanek sportowych. Jedne paski przykrył agrowłókniną, inne rosną pod gołym niebem. Raz na tydzień Prokopiuk wkłada buty piłkarskie z korkami i biega po wybranych paskach. – Sprawdzam w ten sposób wytrzymałość mieszanek na deptanie sportowe – mówi.
Trawy są starsze niż dinozaury: – Ale wśród roślin wiatropylnych względnie młode – zastrzega prof. Grzegorz Żurek, promotor badań Prokopiuka. – Powstały w przedziale 50–70 mln lat temu.
Część z nich wyszła z cienia, czyli z lasów. Część rosła na sawannach, gdzie grzało je słońce, smagał wiatr, skubały zwierzęta. W ten sposób stały się odporne na przegryzanie (dzisiaj – częste koszenie).