Gdy August Jakubik opowiada, że mając lat 41 przebiegł ponad 370 km w ciągu dwóch dób, praktycznie rzecz biorąc ciurkiem (bo co to są dwie kilkunastominutowe przerwy?), to ludzie patrzą na niego jak na wariata. To niemożliwe, mówią, człowiek to nie jest robot, musi przecież zdrzemnąć się, choćby na pół godzinki; nie da rady biec 48 godz. niemal na okrągło, padnie w końcu na twarz. Ale Jakubik ma dla niedowiarków twarde dowody w postaci okolicznościowego medalu, pucharu, zresztą w jego mieszkaniu w Rudzie Śląskiej uginają się od nich całe półki – pamiątki z 15 lat biegania w formie ultra.
Maratońska pasja zrobiła z Jakubika osobę sławną lokalnie, tym bardziej że nie zjada go trema na widok kamer albo gdy trzeba powiedzieć parę słów publicznie. Przy takich okazjach reklamuje bieganie, choć od razu zaznacza, że jego ekstremalne odmiany są dla ludzi z charakterem. – Oprócz zdrowia trzeba mieć duszę odkrywcy, czuć potrzebę dokonania czegoś, co przeciętnemu człowiekowi nie mieści się w głowie – uważa Jakubik, który stara się iść przez życie nie oglądając się za siebie. – Zawsze ciągnęło mnie do zajęć oryginalnych. Jako nauczyciel albo tokarz umarłbym z nudów, więc najpierw pochłonęła mnie ornitologia, potem pracowałem na kopalni jako technik wierceń poszukiwawczo-rozpoznawczych – mówi August Jakubik, rocznik 1959, od ponad 15 lat na górniczej emeryturze.
W środowisku ultrabiegaczy Jakubika znają wszyscy. To on za punkt honoru obrał sobie spopularyzowanie w kraju ekstremalnych odmian biegów. – Można uznać, że się udało. Gdy zaczynaliśmy w 1999 r., wystartowało 15 zawodników, w tegorocznych mistrzostwach Polski – prawie 70. Były telewizje, sponsorzy – nie kryje dumy.
Powoli, ale do przodu
Dwie doby biegu to horror w postaci czystej.