Agnieszka Sowa: – Pamięta pan swojego pierwszego, jak wy to mówicie, nura?
Krzysztof Hrynczyszyn: – Mam na koncie około 6 tys. nurkowań, a ciągle pamiętam swój pierwszy, długo wyczekiwany oddech pod wodą, to było wspaniałe uczucie: nie trzeba wracać na powierzchnię, wreszcie oddycham, nieważne, że maska cieknie, jest zimno, ale jest oddech, nie muszę płynąć do góry, czuję się tu świetnie i wcale nie chcę się wynurzać. Kiedyś, dawno temu matka natura wykopała nas z wody, może część z nas chce tam wrócić? Zrozumiałem, że hasło agencji, której teraz jestem instruktorem, „wynurzamy się tylko dlatego, że musimy”, jest w stu procentach prawdziwe.
Jest pan instruktorem nurkowania, ale także gas blenderem. Co to za specjalizacja?
Blender to osoba, która przygotowuje mieszanki gazów do nurkowania technicznego. 10 lat temu pracowałem w pierwszej polskiej bazie nurkowej w Egipcie, Planet Divers w Dahabie na Synaju, blisko granicy z Izraelem. To był czas ogromnego boomu na nurkowanie techniczne, powstało zapotrzebowanie na profesjonalne mieszanie gazów. Doskonale w tym się odnalazłem, studiowałem na Politechnice Warszawskiej.
Co to jest nurkowanie techniczne?
To nurkowanie poza granicami nurkowań rekreacyjnych, czyli z dekompresją (usunięciem gazów nagromadzonych w organizmie nurka podczas oddychania w warunkach podwyższonego ciśnienia), z sufitami, czyli bez możliwości wynurzenia się na powierzchnię. W jaskiniach, pod lodem albo z wirtualnym sufitem dekompresyjnym, jeżeli nurkuje się głębiej niż 40 m.
Do takiego nurkowania nie wystarczy butla ze sprężonym powietrzem?