We Włoszech papierosy elektroniczne są bardzo popularne, w Hongkongu odwrotnie – ich sprzedaż i używanie jest zabronione. „Lecimy tam na dwa tygodnie i właśnie uświadomiliśmy sobie wagę problemu! Zostawianie tych elektronicznych w domu byłoby bez sensu, bo musielibyśmy zabrać te prawdziwe i przez to pewnie nie damy rady rzucić ich na dobre” – pisze na forum podróżniczym TripAdvisor Catherine M i prosi o pomoc w rozszyfrowaniu zamiarów hongkońskich władz wobec turystów wwożących takie urządzenia.
Posiadacze ryzykują dwa lata więzienia i grzywnę w wysokości 100 tys. dol. hongkońskich (ponad 40 tys. zł) – przestrzega SolentTraveller. Zdaje się, że te obostrzenia dotyczą tylko e-papierosów zawierających nikotynę – pociesza inny użytkownik. Jednak Catherine M była zdeterminowana, by ustalić, jak to jest z e-paleniem w Hongkongu. Kilka dni po swoim pierwszym wpisie opublikowała odpowiedź, którą otrzymała z tamtejszego departamentu zdrowia: nie trzeba mieć pozwolenia na wwóz, urządzenie może być tylko na własny użytek, najlepiej za to dostać oświadczenie lekarza, że e-papieros z płynem z nikotyną – traktowaną w Hongkongu jak trucizna – służy wyłącznie do celów leczniczych. Turystka wróciła cała i zdrowa, nie trafiła do aresztu i nie nałożono na nią grzywny. Ale z e-papierosami w podróży różnie bywa – ich sprzedaż jest zakazana m.in. w Australii, Belgii, Brazylii, Libanie oraz Singapurze. A miejsc, gdzie użytkownicy e-papierosów już mają albo niebawem będą mieli pod górkę, błyskawicznie przybywa.
Licencja na popalanie
Nad przyszłością e-palenia gorąco debatują właśnie Brytyjczycy.