Jędrzej Winiecki
2 lipca 2013
Elektroniczne papierosy - zakazać czy nie?
Gaszenie e-papierosa
Papieros elektroniczny stał się już jednym z symboli naszych czasów. Na tyle popularnym, że świat stanął przed dylematem: zabraniać czy tolerować.
We Włoszech papierosy elektroniczne są bardzo popularne, w Hongkongu odwrotnie – ich sprzedaż i używanie jest zabronione. „Lecimy tam na dwa tygodnie i właśnie uświadomiliśmy sobie wagę problemu! Zostawianie tych elektronicznych w domu byłoby bez sensu, bo musielibyśmy zabrać te prawdziwe i przez to pewnie nie damy rady rzucić ich na dobre” – pisze na forum podróżniczym TripAdvisor Catherine M i prosi o pomoc w rozszyfrowaniu zamiarów hongkońskich władz wobec turystów wwożących takie urządzenia.
We Włoszech papierosy elektroniczne są bardzo popularne, w Hongkongu odwrotnie – ich sprzedaż i używanie jest zabronione. „Lecimy tam na dwa tygodnie i właśnie uświadomiliśmy sobie wagę problemu! Zostawianie tych elektronicznych w domu byłoby bez sensu, bo musielibyśmy zabrać te prawdziwe i przez to pewnie nie damy rady rzucić ich na dobre” – pisze na forum podróżniczym TripAdvisor Catherine M i prosi o pomoc w rozszyfrowaniu zamiarów hongkońskich władz wobec turystów wwożących takie urządzenia. Posiadacze ryzykują dwa lata więzienia i grzywnę w wysokości 100 tys. dol. hongkońskich (ponad 40 tys. zł) – przestrzega SolentTraveller. Zdaje się, że te obostrzenia dotyczą tylko e-papierosów zawierających nikotynę – pociesza inny użytkownik. Jednak Catherine M była zdeterminowana, by ustalić, jak to jest z e-paleniem w Hongkongu. Kilka dni po swoim pierwszym wpisie opublikowała odpowiedź, którą otrzymała z tamtejszego departamentu zdrowia: nie trzeba mieć pozwolenia na wwóz, urządzenie może być tylko na własny użytek, najlepiej za to dostać oświadczenie lekarza, że e-papieros z płynem z nikotyną – traktowaną w Hongkongu jak trucizna – służy wyłącznie do celów leczniczych. Turystka wróciła cała i zdrowa, nie trafiła do aresztu i nie nałożono na nią grzywny. Ale z e-papierosami w podróży różnie bywa – ich sprzedaż jest zakazana m.in. w Australii, Belgii, Brazylii, Libanie oraz Singapurze. A miejsc, gdzie użytkownicy e-papierosów już mają albo niebawem będą mieli pod górkę, błyskawicznie przybywa. Licencja na popalanie Nad przyszłością e-palenia gorąco debatują właśnie Brytyjczycy. W połowie czerwca brytyjski nadzór farmaceutyczny MHRA ogłosił, że od 2016 r. e-papierosy powinny być dostępne wyłącznie w aptekach i podobnie jak plastry, gumy do żucia czy spraye do ust z nikotyną być traktowane jako środek w terapii pomagającej palaczom rozstać się z nałogiem. Propozycja oznacza, że do aptek trafią tylko e-papierosy z licencją. Za pomysłem – objaśnia MHRA – kryje się troska o użytkowników. Skoro tak wiele osób korzysta z papierosów elektronicznych – około 1,3 mln Brytyjczyków – rząd musi mieć pewność, że sięgają po produkty, które nie szkodzą. A tej pewności nie ma i wątpliwości wynikają m.in. ze sposobu produkcji i rozprowadzania e-papierosów. Na wszystkich kontynentach e-papierosy upowszechniły się 6–7 lat temu, po tym jak zaczęto je masowo sprzedawać w Chinach – bo to Chińczycy pierwsi opracowali obecnie wykorzystywaną technologię. E-papierosy są w istocie inhalatorami. Nic się w nich nie pali i nie tli, nie ma tytoniu i popiołu. Jest za to pojemnik z płynem i jakiś aromat zapachowo-smakowy – do wyboru, do koloru – który zamieniany jest w mgiełkę imitującą prawdziwy dym. Choć e-papieros ma plastikową obudowę, może z wyglądu przypominać papieros zwykły. Projektanci zadbali nawet, by w niektórych modelach zapalała się czerwona dioda imitująca żar. Urządzenie daje palaczom odczucie trzymania czegoś między palcami i zapewnia taką samą sekwencję ruchów przy podnoszeniu papierosa do ust. Nie ma przy tym smrodu prawdziwego dymu, co jest możliwe za sprawą użycia glikolu propylenowego, powszechnego dodatku spożywczego, składnika lekarstw i kosmetyków, na którego bazie tworzony jest płyn obecny w pojemniku. W płynie na bazie glikolu może być, i najczęściej jest, także nikotyna. Właśnie ta ostatnia wzbudziła największe wątpliwości MHRA. Z przeprowadzonych przez agencję badań wynika, że ilość nikotyny znacząco różniła się od deklaracji producentów; produkty teoretycznie te same różniły się składem i bardzo mało wiadomo, jakie substancje i w jakich proporcjach są stosowane jako dodatki smakowe i zapachowe oraz jaki mają wpływ na zdrowie użytkowników e-papierosów lub osób postronnych, czyli biernie inhalowanych. Obawa jest tym większa, że greccy naukowcy alarmowali w zeszłym roku, że e-papierosy mogą upośledzać pracę płuc, a kilka lat temu Amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków znalazła w urządzeniach produkowanych w Chinach substancje rakotwórcze. Słowem: korzystanie z e-papierosów to nadal ruletka i MHRA dobitnie stwierdza, że te obecne na brytyjskim rynku są kiepskiej jakości. Poprawi ją tylko obowiązek zdobycia licencji. Dymki rebelii Branża producentów i dystrybutorów odpowiedziała sprawną obroną. Na Wyspach, podobnie jak w Polsce, papierosy elektroniczne są powszechnie dostępne i jeśli trafią do aptek – mówi branża – kupujących ubędzie. Na dodatek dostaną sygnał, że z urządzeniami coś jest nie tak. Ta stygmatyzacja sprawi z kolei, że dostępne od ręki, niereglamentowane, zwykłe, ale śmiercionośne papierosy wydadzą się alternatywą ciekawszą i – paradoksalnie – niebudzącą większych obaw. Wreszcie e-papierosy zostały wymyślone po to, by – uwaga! – klientom dostarczać rekreacyjnej porcji nikotyny w ilości, która nie szkodzi (choć nie sprawdzono badaniami, czy ich użytkownicy nie „palą” aby więcej niż ci tradycyjni). Dlatego e-papierosy nie mogą być lekarstwem i nikt nie dowiódł jeszcze, że rzeczywiście pomagają w rzucaniu palenia. Tymczasem wielu użytkowników, podobnie jak cytowana turystka, traktuje możliwość puszczenia e-dymka jako dobry sposób na rozbrat z papierosem w bibułce. W Wielkiej Brytanii 7 proc. palaczy korzysta z e-papierosów – to ok. 700 tys. osób, sięga też po nie co dziesiąty palacz próbujący zerwać z nałogiem, żadne gumy do żucia lub plastry z nikotyną nie dorównują im popularnością. To z kolei niepokoi MHRA, która przywołuje badania wskazujące, że e-papierosy mogą obniżać motywację, zwłaszcza jeśli rzucający są starszymi mężczyznami z klasy robotniczej i wcale nie palą tak dużo. Za to dla palących sporo e-papieros jest wybawieniem dającym możliwość zaciągania się tam, gdzie palenie tytoniu jest zabronione. To przedstawiciele rebelii kontestującej znak przekreślonego papierosa, którzy zamiast palić, e-pykają w restauracjach, barach i przede wszystkim w pracy. Rebelianci rosną w siłę, bo przybywa zakazów konwencjonalnego palenia w miejscach publicznych. W świecie rozwiniętym właśnie padł ostatni bastion: pod koniec lutego prezydent Władimir Putin podpisał stosowną ustawę. Od początku czerwca bez dymka muszą sobie radzić m.in. urzędnicy i pracownicy szkół, w przyszłym roku zakaz obejmie bary i restauracje, nie będzie można sprzedawać papierosów w ulicznych kioskach, na dodatek wyroby tytoniowe mają zdrożeć, dziś paczka najtańszych papierosów krajowej produkcji kosztuje równowartość kilkudziesięciu groszy. Kraj, w którym po Chinach wypala się najwięcej papierosów na świecie, ogarnie prawdziwa rewolucja. Co daje szansę, że uda się ograniczyć obecną liczbę 140 tys. zgonów bezpośrednio związanych z paleniem. Unia antypapierosowa Rebelianci próbują szczęścia w podróży. O ile wszystkie poważne linie lotnicze nie pozwalają palić zwykłych papierosów i fajek na pokładzie, o tyle niektóre – jak np. irlandzki Ryanair – nie widzą w e-papierosach niczego zdrożnego. Jednak obsługa większości linii na wszelki wypadek jest mniej wyrozumi
Pełną treść tego i wszystkich innych artykułów z POLITYKI oraz wydań specjalnych otrzymasz wykupując dostęp do Polityki Cyfrowej.