Pierwszy hamburger z probówki, wyhodowany przez prof. Marka Posta z Uniwersytetu w Maastricht (wywiad z prof. Postem – POLITYKA 27/12), został ugotowany i zjedzony w poniedziałek 5 sierpnia w jednym z londyńskich teatrów na oczach niewielkiej grupy dziennikarzy i naukowców. Według trzech testujących go ekspertów, hamburger in vitro smakuje „niemal jak zwyczajny”. Choć przemysłowe wykorzystanie takiego sztucznego mięsa to jeszcze pieśń przyszłości, hamburger in vitro może być kolejnym argumentem za porzuceniem prawdziwego mięsa. A tych i tak wydaje się więcej niż jeszcze parę lat temu. No bo przecież zjadamy krowy, świnie i kury karmione ogromnymi ilościami ziarna, które moglibyśmy przekazać głodującym. Produkcja mięsa jest również istotnym źródłem emisji gazów cieplarnianych, więc każdy hamburger czy stek na talerzu to mała cegiełka dołożona do globalnego ocieplenia. Jeśli dodamy do tego kwestię w sumie najistotniejszą – zabijania czujących istot żywych, które dodatkowo narażamy na ogromne cierpienia, np. podczas transportu w koszmarnych warunkach do rzeźni, to otrzymamy zestaw naprawdę bardzo ciężkich zarzutów. Czy w takim razie jedzenie mięsa jest dziś rzeczywiście głęboko niemoralne?
Mniej kur, więcej ziarna?
Jeśli wpisze się w internetową wyszukiwarkę zdanie: „ile ziarna potrzeba do wyprodukowania mięsa”, najwięcej uzyskanych odpowiedzi będzie wyglądało np. tak: zużywa się 10 kg (a nawet więcej) np. zbóż, by otrzymać jeden kilogram wołowiny. Od takich stwierdzeń łatwo od razu przejść do prostej konkluzji: przestańmy jeść mięso, by zastopować to horrendalne marnotrawstwo i „zaoszczędzonym” ziarnem nakarmić 870 mln głodujących. Tym bardziej że najwięcej mięsa pochłaniają kraje wysoko rozwinięte. Oczywiście z przodującymi pod tym względem Stanami Zjednoczonymi, gdzie statystyczny Amerykanin zjada dziennie ponad 330 g mięsa (Polak ok.