Szef oczekuje na storczyku, mówi pracownik i dosiada roweru, by pilotować na storczyk. Storczyk ma ponad sześć hektarów, zaczyna się od sali konferencyjnej: czekoladowe ściany, szarości i beże, groszkowe fotele, wysmakowany minimalizm, estetyka lat dwutysięcznych – jasno widać. Storczyk ruszył w 2006 r. Anturium jeszcze w latach 80., trzy hektary. A róża to lata 90., sześć hektarów.
Więc w czekoladowej konferencyjnej czeka Jarosław Ptaszek, a zaraz są i Jacek Ptaszek, i Michał Ptaszek, po ojcu mają te jasne, optymistyczne oczy, a może i po czterech poprzednich pokoleniach. Potem sfrunie Agnieszka, akurat przyjedzie z Lublina. I wpadnie, na chwilę tylko, mama Marysia; a jakie tam zdjęcia, nie ma mowy – wymawiać się zacznie z uśmiechem, niech dzieci się fotografują. Mama Marysia to taka mrówka, cały dzień w szklarniach, a potem jeszcze we własnym ogrodzie – mówi, że tak odpoczywa. Agnieszki i mamy Marysi oczy ciemniejsze, ale spojrzenie też rozjaśnione.
Agnieszka, Michał i Jacek – wszyscy teraz lekko przed albo ledwie po trzydziestce – piąte już pokolenie z genem. Razem z rodzicami: JMP Flowers – Jarosław Maria Ptaszek Kwiaty.
Storczyk
Zaczynamy od storczyka. Od ponad 2 mln storczyków, ściślej mówiąc. Od orchidei, ładniej mówiąc. Od phalaenopsis. Kwiatu o urodzie nierzeczywistej. W naturze taki phalaenopsis, jak u Ptaszków, nie istnieje. To, co u nich rośnie, jest stworzone przez człowieka z naturalnego pierwowzoru, zrodzone w zagranicznym laboratorium in vitro, bo człowiek nauczył się łączyć geny, by rzeczywistość poprawiać, na nowo barwić, tworzyć coraz to bardziej niestworzone desenie, paski, kropki na płatkach.