Krzysztof Burnetko: – Bieganie, rower, przysiady i minuty spędzone w pozycji „stołeczka” – czy to wystarczy, by zimą pewnie czuć się na stoku?
Piotr Sadowski: – Wzmacnianie mięśni zawsze się przyda, bo im są one silniejsze i bardziej wytrzymałe, tym jazda na nartach jest bardziej komfortowa i dłużej można się nią cieszyć.
Ale współczesna technika jazdy – mocno obciążająca kolana – powoduje, że siła i wytrzymałość mięśni nie wystarczą. Co z tego, że ktoś robi setki przysiadów z dużym obciążeniem, gdy – jak się najczęściej zdarza na nartach – nagle straci równowagę i nieprzyzwyczajone do takiej sytuacji mięśnie szybko nie zareagują? Jeśli zaczną pracować o ułamek sekundy za późno, to całe naprężenia wezmą na siebie wiązadła i kolano. Efektem może być kontuzja: zerwanie wiązadeł bądź uszkodzenie łąkotki. Bo to właśnie mięśnie, napinając się w odpowiednim momencie, chronią stawy i wiązadła przed zbytnimi obciążeniami.
Dlatego tak istotna jest cecha mięśni zwana reaktywnością – czyli ich zdolność do szybkiej reakcji na bodźce. Mięśnie muszą nauczyć się funkcjonować w nieoczywistych sytuacjach. Stąd prócz najpopularniejszych treningów siłowych: owych przysiadów na mięśnie nóg, ale też „brzuszków” czy podciągania lub wyciskania ciężarów na siłowni (odpowiednio: na mięśnie grzbietu i obręczy barkowej), trzeba pracować nad reaktywnością mięśni nóg, od których w narciarstwie najwięcej zależy.
Czyli reaktywność nie jest cechą wrodzoną – da się ją wyćwiczyć?
Każdy z nas ma różny poziom reaktywności, a może ją poprawić przez tzw. ćwiczenia równoważne. Nawet te najprostsze: chodzenie po krawężniku czy pniach drzew, przysiady na jednej nodze itp.