Ludzie i style

Nasze Soczi

Po co nam igrzyska w Krakowie?

Hala sportów lodowych w krakowskiej dzielnicy Czyżyny. Największy taki obiekt w kraju. Hala sportów lodowych w krakowskiej dzielnicy Czyżyny. Największy taki obiekt w kraju. Michał Łepecki / Agencja Gazeta
Na zimowe igrzyska olimpijskie w Krakowie trzeba wydać grube miliardy. Czy warto, skoro doświadczenia poprzedników wskazują, że igrzyska to impreza deficytowa?
Wizualizacja hali sportowej w krakowskiej dzielnicy Czyżyny.materiały prasowe Wizualizacja hali sportowej w krakowskiej dzielnicy Czyżyny.

Idea organizowania igrzysk w Małopolsce, z sąsiedzką pomocą Słowaków, którzy mają po swojej stronie Tatry dość wysokie, by sprostać wymaganiom narciarzy zjazdowych, długo wydawała się mrzonką. 7 listopada do Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego wysłany został jednak list podkreślający gotowość Krakowa i okolic do przeprowadzenia imprezy. O braku kompleksów zapewniali solidarnie minister sportu Joanna Mucha, prezesi komitetów olimpijskich polskiego (Andrzej Kraśnicki) i słowackiego (František Chmelar) oraz prezydent Krakowa Jacek Majchrowski.

W liście nie ma żadnych konkretów, bo na razie nie są konieczne, podobnie jak – na tym etapie – gwarancje rządowe dla sfinansowania imprezy. Wrażenie, że polski rząd niespecjalnie się kwapi do ich udzielenia, starała się podczas konferencji zatrzeć minister Mucha, dzieląc się gorącą wiadomością, że Rada Ministrów przyjęła projekt uchwały popierającej starania.

Jeszcze nigdy nie zdarzyło się, by igrzyska olimpijskie odbywały się w dwóch krajach. W Karcie Olimpijskiej, konstytucji MKOl, jest jednak furtka – można posiłkować się pomocą sąsiadów, jeśli na przeszkodzie w przeprowadzeniu niektórych konkurencji stoi np. ukształtowanie terenu.

Olimpijski entuzjazm

Optymizm forsujących transgraniczną kandydaturę wzmacnia fakt, że igrzyska w 2022 r. prawdopodobnie trafią do Europy. Konkurenci azjatyccy (Pekin i Ałmaty) są mocni, ale raczej zostaną skreśleni z niepisanego paragrafu o kontynentalnym urozmaiceniu – igrzyska w 2018 r. odbędą się w koreańskim Pyeongchang. Europejscy rywale Krakowa i okolic to Oslo oraz Lwów. Wydawaniu miliardów na olimpijskie sporty sprzeciwili się w referendach mieszkańcy szwajcarskiej Gryzonii, a w minioną niedzielę również Monachium – tam nie pomogło nawet podsycanie olimpijskiego entuzjazmu przez nowego szefa MKOl Thomasa Bacha, Bawarczyka z urodzenia.

Zanim MKOl zdecyduje, czy miasto warte jest tytułu oficjalnego kandydata, na sam proces aplikacyjny, czyli właściwie kwestie techniczne, papierologię, trzeba wydać dobre kilkadziesiąt milionów złotych. Gospodarza poprzednich igrzysk, Vancouver, kosztowało to 34 mln dol., a francuskie Annecy, które przegrało walkę o igrzyska w 2018 r. – 30 mln.

Odkąd Kraków stał się kandydatem na kandydata, na konto MKOl trzeba przelać 150 tys. dol. W zamian zyskuje się dostęp do emkaolowskich procedur oraz schematów, w oparciu o które prezentuje się swój pomysł na igrzyska. Jego opracowanie to zadanie dla firmy zewnętrznej – przetarg już został ogłoszony, przeznaczono na to 22,5 mln zł. – Interesują nas tylko firmy, które już takie aplikacje w przeszłości przygotowywały i pomogły wywalczyć igrzyska albo przynajmniej zdobyły dla miasta status kandydata – mówi Magdalena Sroka, wiceprezydent Krakowa, odpowiedzialna za sport, promocję i kulturę.

Polsko-słowackie igrzyska mają mieć trzy centra. Wokół Jasnej na Słowacji zaplanowano konkurencje w narciarstwie alpejskim i dowolnym. Krakowowi wyznaczono rolę centrum sportów lodowych – prawie gotowa jest hala w dzielnicy Czyżyny, największa w Polsce, która miałaby stać się areną dla łyżwiarstwa figurowego i short-tracku. Od zera trzeba stawiać krytą halę dla panczenistów. Największy problem jest z torem saneczkowo-bobslejowym, zaplanowanym w Myślenicach, który po igrzyskach na pewno stanie się workiem bez dna. – Jest koncepcja, by częściowo go rozebrać i zrobić z niego element parku rozrywki – mówi prezydent Sroka.

Kraków nie ma też aren hokejowych – niektórzy przebąkują o zadaszeniu stadionów Wisły i Cracovii, jednak to raczej pomysł z kosmosu. Olimpijscy planiści z magistratu rozważają więc mecze w katowickim Spodku oraz w Oświęcimiu, jednak dalsze rozproszenie obiektów może się nie spodobać w MKOl i osłabić kandydaturę. Prezydent Sroka twierdzi, że będą granice w realizowaniu ustępstw na rzecz MKOl. – Przygotowując igrzyska, trzeba balansować między oczekiwaniami ekspertów a naszymi możliwościami. Na pewno nie będziemy wydawać ponad stan – deklaruje wiceprezydent, która wierzy, że przykład Soczi, igrzysk finansowo rozbuchanych (wydatki sięgnęły już 55 mld dolarów), jest niesmaczny i teraz zapanuje moda na imprezy bardziej kameralne.

Trzeci ośrodek to Zakopane – w stolicy polskich Tatr i okolicach miałyby się odbyć narciarskie konkurencje klasyczne (biegi, skoki, kombinacja norweska), biatlon oraz snowboard. Jeśli chodzi o olimpijskie areny, dziś gotowa jest tylko duża skocznia w Zakopanem (ale na potrzeby igrzysk trzeba ją zmodernizować kosztem co najmniej 80 mln zł). Pozostałe obiekty, w tym dopiero co poddane lif­tingowi trasy biatlonowe w Kościelisku, również wymagają przebudowy.

Olimpijskie wydatki

Oficjele z MKOl od jakiegoś czasu dokonują w Małopolsce wstępnego rozeznania. Podobno nie wykazują dezaprobaty, widząc paździerzowy wjazd od strony Warszawy drogą krajową numer 7, wlokąc się za tirami zakopianką do stolicy Tatr, utykając w korku na moście w Białym Dunajcu, gdzie obowiązuje ruch wahadłowy, oraz słysząc o obiektach, które na razie nie istnieją. Prezydent Sroka zapewnia, że goście z olimpijskiej centrali to wizjonerzy, którzy zdanie na temat sensowności kandydatury wyrabiają sobie przede wszystkim na podstawie planów oraz gwarancji ich zrealizowania.

Na papierze można więc zadaszyć stadiony, nakreślić dwupasmową zakopiankę pod samiutkie Tatry, a nawet przekonać krnąbrnych górali do ustępstw w kwestii gruntów. Tylko jakoś trudno ustalić, ile to będzie kosztowało. Rzucana przez szefową komitetu organizacyjnego, posłankę PO Jagnę Marczułajtis-Walczak, kwota 5,5 mld zł jest niepoważna. W Vancouver na samą ochronę wydano prawie miliard dolarów.

Niedawno kwestia olimpijskich wydatków zaciekawiła Tomasza Leśniaka, doktoranta socjologii z Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz aktywistę społecznego. – Zdenerwowałem się, bo krakowscy radni bezrefleksyjnie podnoszą ręce za kolejnymi milionami na potrzeby igrzysk, a jednocześnie w mieście zamyka się szkoły, zwalnia nauczycieli i prywatyzuje biznes dożywiania uczniów – nie kryje oburzenia.

Leśniak wystąpił do magistratu o udostępnienie danych z przygotowywanych cyklicznie raportów. Oczywiście mu odmówiono (dokument wewnętrzny). Gdy miasto ogłosiło przetarg na podmiot, który wziąłby na siebie przygotowanie olimpijskiej aplikacji, dołączyło do publikacji raporty, o które wcześniej Leśniak prosił. – Były dostępne w Internecie. W pierwszym z nich wydatki związane z igrzyskami oszacowano na 32 mld zł, a w kolejnym, z czerwca tego roku, na 21 – zdradza.

Prezydent Sroka potwierdza, że w czerwcowym raporcie pada kwota 21 mld. – Z tym że raport ten należy czytać jak strategię rozwoju regionu. Większość inwestycji w nim wskazana powstanie bez względu na to, czy Kraków igrzyska otrzyma. Według naszych wyliczeń dodatkowy koszt infrastrukturalny związany z imprezą dotyczy budowy obiektów sportowych. To około 600 mln zł – przekonuje.

W pierwszym zdaniu rozdziału pod tytułem „Finanse”, z czerwcowego raportu, czarno na białym jest jednak napisane, że w przypadku sukcesu polsko-słowackiej kandydatury dodatkowe, niezbędne do poniesienia, środki tylko z budżetu centralnego pochłoną 8,5 mld zł.

Tomasz Leśniak założył face­bookowy ruch Kraków Przeciwko Igrzyskom. Jego zdaniem sprawa jest tak ważna, że o organizowaniu imprezy powinni wypowiedzieć się w referendum obywatele stolicy Małopolski.

Wiceprezydent wyklucza jednak oddanie decyzji mieszkańcom. Miasto zamówiło sondaż, z którego podobno wynika, że krakowianie nie mają nic przeciwko igrzyskom. Tomasz Leśniak jednak powątpiewa: – Chcąc być uczciwym, trzeba bez końca powtarzać, że tego typu impreza z założenia jest deficytowa i zarabiają na niej głównie MKOl, jego sponsorzy i telewizje.

Ożywczy impuls

Wstępny rachunek wydatków na igrzyska zawsze jest niedoszacowany. Według badań oksfordzkiego profesora Benta Flyvbjerga, światowego autorytetu w dziedzinie ryzyka związanego z wdrażaniem megaprojektów, ostateczny budżet igrzysk jest wyższy od początkowego o 179 proc. (profesor wziął pod lupę wszystkie letnie i zimowe igrzyska od Rzymu w 1960 r. do Londynu w 2012 r.). Powód jest prozaiczny – wydatki podawane do publicznej wiadomości na początku raczej się zaniża, świadomie wprowadza ludzi w błąd, żeby ich nie przestraszyć. Potem z reguły sięga się po wytłumaczenie, że igrzyska to impreza skomplikowana, jedyna w swoim rodzaju, z nieprzewidywalnymi kosztami.

Pouczające badania przeprowadziła też grupa naukowców z Uniwersytetu w Chicago, skupiona wokół profesora Allena Sandersona. Porównali gospodarzy trzech kolejnych letnich igrzysk – w Barcelonie, Atlancie i Sydney – z podobnymi ośrodkami – Madrytem, Charlotte i Melbourne. Nie dopatrzyli się żadnych korzystnych dla olimpijskich miast efektów – mierzonych turystyką i inwestycjami.

Wiceprezydent Krakowa uważa jednak, że sprowadzanie dyskusji o opłacalności igrzysk do podania konkretnych, namacalnych dochodów jest nietrafione. – Niebagatelną korzyścią jest na pewno promocja. Policzono, że reklama, jaką Vancouver zrobiły igrzyska, mierzona obecnością we wszystkich mediach, tylko w czasie trwania zawodów warta była 12 mld dol. Poza tym tytuł gospodarza to coś w rodzaju certyfikatu jakości i bezpieczeństwa. Dla miasta oznacza łatwość w przyciąganiu inwestycji, organizowaniu międzynarodowych imprez – dodaje pani prezydent.

Zwolennicy konkretów woleliby jednak usłyszeć, jak taki abstrakcyjny zysk marketingowy i reklamowy przekłada się na wzrost zamożności miasta bądź regionu. Odpowiedzi na to pytanie nie ułatwia świeże jeszcze doświadczenie piłkarskiego Euro. Z jednej strony słychać o tym, że turniej dał polskiej gospodarce ożywczy impuls. Z drugiej – większość inwestycji zrealizowanych na potrzeby imprezy i tak by powstała, a akurat te okolicznościowe, jak stadiony, okazują się być dla władz miast (albo dla budżetu, jak Stadion Narodowy) raczej kłopotem niż przyjemnością. Na razie olimpijskie szanse polsko-słowackiej kandydatury nie wydają się duże, ale los – jak wiadomo – bywa przewrotny.

***

Kalendarium

14 marca 2014 r. – przesłanie oficjalnej aplikacji wraz z gwarancjami finansowymi ze strony rządu

Lipiec 2014 r. – wybór miast-kandydatów przez MKOl

31 lipca 2015 r. – wybór gospodarza igrzysk podczas sesji MKOl w Kuala Lumpur

Polityka 46.2013 (2933) z dnia 12.11.2013; Ludzie i Style; s. 102
Oryginalny tytuł tekstu: "Nasze Soczi"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Fotoreportaże

Richard Serra: mistrz wielkiego formatu. Przegląd kultowych rzeźb

Richard Serra zmarł 26 marca. Świat stracił jednego z najważniejszych twórców rzeźby. Imponujące realizacje w przestrzeni publicznej jednak pozostaną.

Aleksander Świeszewski
13.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną