Pobieranie trwa
Prawo autorskie – czy w internecie ma jakieś znaczenie?
Legalna kultura? 20 lat temu, tuż przed wprowadzeniem ustawy o prawie autorskim, mało kto się czymś takim przejmował. Liczyła się za to na przykład kolejność utworów. Ta decydowała, czy produkt jednej z wielu firm kopiujących kasety z muzyką wygra z konkurencją. – Trzeba było wyłowić trzy najlepsze numery z płyty – wspomina Paweł Jóźwicki, który zanim zaczął pracować w Sony Music i BMG Poland, miał epizod w jednej z wielu pirackich firm. – Dwa trafiały na początek strony A, a trzeci na koniec strony B. Gdy do budki z kasetami przychodził jakiś gamoń i pytał o nowe Roxette, sprzedawca włączał kasetę, człowiek słuchał pierwszego hitu, prosił o kolejną piosenkę i trafiał na drugi. A to może jeszcze coś z drugiej strony? Bardzo proszę. Facet z budki przekręcał kasetę, a tam właśnie zaczynał się trzeci przebój.
Zamiast zbyt abstrakcyjnej oryginalnej grafiki okładkowej, dawało się panią w negliżu. Skracało według własnego widzimisię taśmy. To była część kultury masowej Polski na początku lat 90. – Praktycznie każdy w domowym zaciszu je przegrywał. Matka na urlopie macierzyńskim mogła zrobić sto zdjęć okładek, kupić cztery magnetofony i codziennie wynosić na bazar sto nowych albumów. Myślę, że w okresie największej prosperity były dziesiątki tysięcy takich chałupniczych wytwórni – mówi Ryszard Adamus, ówczesny wydawca.
Przez 20 lat, które minęły od wprowadzenia nowego prawa, zmieniło się wszystko, a wciąż jakby niewiele. Chałupnicze firmy zajmujące się przegrywaniem kaset odeszły w niepamięć, ale nielegalne kopie wciąż spędzają sen z powiek wydawców, tyle że teraz można je znaleźć w internecie.