Miasteczko Aberdeen w stanie Waszyngton ogłosiło 20 lutego dniem Kurta Cobaina, swojego najbardziej znanego mieszkańca. Podczas uroczystości został odsłonięty pomnik muzyka. Ma on symbolicznie scementować zmianę podejścia władz miasta do lidera Nirvany – wcześniej uważany był w pierwszej kolejności za znanego narkomana i samobójcę, dziś doceniany raczej za talent i wrażliwość – pomnik uwiecznił nawet spływającą po policzku łzę. Burmistrz miasta mówi wprost, że Aberdeen liczy na rzesze turystów godne Graceland, mekki fanów Elvisa. Jednak szanse na to są małe – kiczowaty pomnik Cobaina został wyśmiany przez internautów, a Aberdeen pozostaje raczej tym samym nieprzyjemnym, biednym miasteczkiem, do którego Cobain żywił nienawiść. Za to cały region bardzo skorzystał na fali popularności grunge.
O tym, że Cobain jest ciągle żywy w amerykańskiej świadomości, można się było przekonać choćby na tegorocznych Oscarach, gdy Jared Leto podziękował mu, odbierając statuetkę za najlepszą rolę drugoplanową. W tym roku Nirvana została włączona do Rock&Roll Hall of Fame, a dwóch żyjących członków grupy odebrało nagrodę Grammy za najlepszą piosenkę rockową nagraną razem z Paulem McCartneyem. Przez ostatnich kilka lat celebrowano kolejne 20 rocznice związane z Nirvaną. Każda przynosiła publikacje, artykuły, książki, filmy i nowe edycje albumów. Powstał nawet musical „Nirvanov”, który miesza historię ostatnich dni Cobaina z „Iwanowem” Czechowa. Punkt kulminacyjny właśnie się zbliża – wraz z 20 rocznicą samobójczej śmierci muzyka.
Charles R. Cross, biograf Cobaina, w nowej książce „Here We Are Now: The Lasting Impact of Kurt Cobain” spogląda na to, co pozostało po jego bohaterze 20 lat później. Śmiało sugeruje, że wywarł wielki wpływ nie tylko na muzykę, ale też modę, prawa mniejszości seksualnych czy sposób postrzegania samobójstwa i uzależnienia od narkotyków.