Od śmierci paryskiego kreatora mody minęło sześć lat, od przejścia na emeryturę – 12. Ale jego projekty są cały czas obecne w codziennym życiu modniejszej połowy ludzkości. To Yves Saint Laurent wprowadził do damskiej szafy kostium ze spodniami, a także jego wieczorową wersję, czyli smoking dla kobiet. To on wylansował przezroczyste tkaniny, styl safari, sukienki o linii trapezu oraz skafandry, które w zmienionej wersji wróciły do sklepów w zeszłym sezonie. Długie buty za kolana? Kurtka wojskowa? Orientalne wzory? Strój, w którym rano można iść do pracy, a wieczorem na kolację – tak, to wszystko pomysły tego samego nieśmiałego chłopaka w za dużych okularach. Przez lata żałował tylko – pół żartem, pół serio – że to nie on wymyślił dżinsy. Dziś, gdy modne jest wszystko naraz – długie, krótkie, kolorowe, monochromatyczne – wpływ projektów Francuza wciąż widać, choćby w kolorowym kaftanie, w którym supermodelka Gisele Bundchen reklamuje H&M, czy marynarce o kroju smokingu sprzedawanej w hiszpańskiej sieciówce Mango.
Nadal powstają sesje inspirowane stylem Yves Saint Laurenta (np. w rosyjskim „Vogue”) lub konkretnym modelem. – Nikt, oprócz Coco Chanel, nie rozumiał kobiet tak dobrze jak Yves Saint Laurent. Choć większość jego klientek stanowiły arystokratki i żony bogaczy, projektował przede wszystkim z myślą o aktywnych, dynamicznych kobietach, które na początku lat 60. zaczynały swoją karierę zawodową. Wiedział, że to one są napędową siłą społeczeństwa – mówi Jalil Lespert, współscenarzysta i reżyser filmu „Yves Saint Laurent” (w polskich kinach od 30 maja).