Żeby sprawdzić, jak wyglądała polska ulica w latach 90., nie trzeba ze wstydem spoglądać do rodzinnych albumów. Wystarczy spot nakręcony z okazji 10-lecia Polski w Unii Europejskiej. Trwa minutę, modzie dostało się raptem kilka sekund: widzimy wejście na nieistniejący już Jarmark Europa (dziś Stadion Narodowy), gdzie w najlepsze trwa handel ubraniami z łóżek polowych. Nie ma przymierzalni, luster, informacji o rozmiarach. Najważniejsze, że towar jest dostępny i tani. Moda i styl były wówczas pojęciami dość egzotycznymi, a słowo „trend” kojarzyło się ze statystyką. – Wtedy modę w Polsce projektowali tylko Jerzy Antkowiak w Modzie Polskiej i Barbara Hoff w Hofflandzie – wspomina projektantka Lidia Kalita, współzałożycielka jednej z pierwszych marek odzieżowych Simple Creative Products, która dziś rozwija nową firmę pod własnym nazwiskiem. Poza dwójką legendarnych dziś projektantów w branży tekstylnej działały ogromne zakłady przemysłowe, szyjące głównie na eksport, oraz niewielkie butiki, zaopatrywane na własną rękę i – niestety – we własnym stylu przez ich właścicieli. – Część ubrań była nowa, miała jeszcze metki, część używana, ale była w bardzo dobrym stanie i gatunku. Takie rzeczy można dziś znaleźć w sklepach z modą vintage – komentuje stylista Sławek Blaszewski, który pracę w zawodzie zaczął w 1994 r.
Mimo pionierskiej i konsekwentnej pracy polskich projektantów z PRL (do wymienionej dwójki kreatorów trzeba dodać Grażynę Hase), moda jako taka miała w kraju złą famę.– Basia Hoff wymieniała mi, co było w tamtych czasach koronnym argumentem przeciwko modzie: że jest droga, niedostępna, niewygodna i nie nadaje się do noszenia w tramwaju. Była uważana za wytwór „zgniłego Zachodu” – wspomina Adam Gutowski, jeden z pierwszych polskich stylistów, dziś współwłaściciel butiku Horn&More.