W środowe popołudnie, w parku Pole Mokotowskie w centrum Warszawy, spotyka się kilkanaście osób. Stają na trawie w kręgu. – Mam na imię Piotr – mówi szczupły mężczyzna z włosami do ramion. – He he he he he! Lubię gorącą herbatę w deszczowy dzień. He he he he he!
Po kolei każdy podaje imię, mówi, co lubi, i wybucha śmiechem. Jednym przychodzi to z łatwością, inni się zmuszają, by wydobyć z siebie: cha cha, hi hi czy he he. Piotr Bielski, prowadzący zajęcia, pokazuje następne ćwiczenie. Uczestnicy podają sobie ręce, patrząc w oczy i głośno się śmiejąc. Potem wszyscy udają, że biorą prysznic, wyprowadzają psy na spacer, że sami są psami, które biegają po parku i robią kupy... Co jakiś czas stają w kole, klaszczą w ręce, podnoszą je do góry i powtarzają: – Ho, ho! Ha, ha, ha! Albo: – Świetnie, świetnie, hej! Symulują też, że otwierają puszkę z napojem śmiechu, doją krowy, znoszą jajka, rozbijają je sobie na głowach, prowadzą samochody, pilotują samoloty, lądują nimi w dżungli, uciekają przed krokodylem. I tak przez 45 minut.
Piotr przypomina co jakiś czas, by patrzyli sobie w oczy i śmiali się głośno, z brzucha. Jedni raz po raz wybuchają gromkim śmiechem, innym wcale do śmiechu nie jest. Rozciągają usta w sztucznym grymasie i próbują wydobyć z siebie jakieś dźwięki. – Lekarz z Indii Madan Kataria, twórca jogi śmiechu, mówi: Udawajcie, aż zaczniecie naprawdę się śmiać. I podkreśla, że nie ma różnicy między naturalnym a udawanym śmiechem. Taki też ma działanie terapeutyczne – wyjaśnia Piotr Bielski, dyplomowany jogin śmiechu, a także socjolog i dziennikarz.
Łaskotanie szympansa
Tyle że nie ma na to naukowych dowodów – pisze Raffi Khatchadourian, dziennikarz „New Yorkera”, który szczegółowo porównał teorie Madana Katarii z doniesieniami naukowców w swoim artykule „The Laughing Guru”. Co prawda, w 2012 r. Charles Schaefer, psycholog z Fairleigh Dickinson University, badał, jak sztuczny śmiech wpływa na samopoczucie studentów. Ci, którzy śmiali się głośno, szeroko otwierając usta minutę dziennie, częściej byli w dobrym humorze. Ale naukowiec przeprowadził próbę na bardzo małej grupie osób (22) w niekontrolowanych warunkach. I sam przyznaje, że niczego ona nie dowodzi, choć może być wstępem do dokładniejszych badań.
Kataria lubi cytować Williama Jamesa, filozofa, psychologa i psychofizjologa, który w 1884 r. wysunął tezę, że emocje nie są manifestowane przez ciało, lecz odwrotnie: łzy wywołują smutek, śmiech – radość... Dziś mało kto w to wierzy. Choć psychologowie i neurolodzy odkryli niedawno, że ludzie, oceniając czyjąś osobowość, chętniej uznają ją za ciepłą, trzymając w ręce gorącą filiżankę z kawą niż zimną szklankę z drinkiem.
W 1862 r. francuski neurolog Guillaume Duchenne zauważył, że śmiech spontaniczny, radosny powoduje poruszenie mięśni wokół ust i oczu, natomiast śmiech zwany towarzyskim porusza głównie mięśnie wokół ust. Późniejsze skanowanie mózgów śmiejących się osób pokazało, że naturalny śmiech powstaje w zupełnie innych jego obszarach niż wymuszony. Czasami trudno je odróżnić, ponieważ ludzie w procesie ewolucji nauczyli się mimowolnie przywoływać na twarz uśmiech, by łagodzić sytuację. Ale też po to, by manipulować, wyśmiewać, podburzać...
Ze śmiechem w ogóle jest śmiesznie. Uważany jest za jedną z najbardziej skomplikowanych ludzkich reakcji i naukowcy niechętnie się nim zajmują. A jeśli już, to efekty ich badań bywają sprzeczne. – Przeważnie śmiech jest wyrazem radości – mówi Jacek Golański, psycholog, który po raz pierwszy zetknął się z jogą śmiechu sześć lat temu w Belgii. Ale pojawia się też w sytuacji zażenowania, wstydu. Bywa złowieszczy, szyderczy, ironiczny, złośliwy. – I nie jest wyłącznie ludzką reakcją. Śmieją się też w odpowiedzi na łaskotki szympansy, bonobo, goryle i inne małpy nieczłekokształtne. Możliwe, że też niektóre nietoperze – opowiada Golański. To fakt, ale odkryto także, że dzieci wychowane przez zwierzęta takiego śmiechu ani uśmiechu nie znają.
– Głośny śmiech pojawia się, gdy dziecko zaczyna odróżniać osoby, którym ufa, od pozostałych. Kiedy rodzic wykonuje czynność potencjalnie niebezpieczną, np. podrzuca dziecko w górę, będzie się ono śmiało. Kiedy zrobi to obca osoba, malec zacznie płakać. Stąd teoria mówiąca, że śmieszą nas potencjalnie niebezpieczne sytuacje, które jednak szybko oceniamy jako niegroźne. – Ludzie się śmieją, gdy ktoś się potknie, przewróci – mówi Golański. Ale nie śmieszy ich niebezpieczny wypadek. Choć w pierwszym momencie niektórzy zareagują śmiechem. Bo, podobnie jak u zwierząt (wyszczerzone w niby-uśmiechu zęby psa są reakcją obronną), jest on też niekontrolowanym przejawem strachu. – W dodatku, po ziewaniu i drapaniu się, najbardziej zaraźliwą ludzką reakcją – dodaje.
Zapora antystresowa
– Łatwiej prowadzi się grupę 15 niż pięciu osób. Przy większej niewiele trzeba, by śmiech krążył – mówi Andrzej Wiekiera, prawnik i społecznik, który od trzech lat prowadzi jogę śmiechu w Krakowie. Do Piotra i Jacka częściej przychodzą panie. – Kobietom łatwiej o dystans do siebie, do ćwiczeń, o poddanie się chwili – komentuje Bielski. – Gdy prowadziłem zajęcia w areszcie śledczym, mężczyźni w ogóle się nie śmiali – wspomina Golański. – Chcieli zachować twarz. W męskim świecie oznacza to niewyrażanie emocji, kontrolowanie ich.
Czy śmiech pomógłby aresztantom? Madan Kataria jest o tym przekonany. „Joga śmiechu jest najlepszą zaporą antystresową – powiedział w wywiadzie indyjskiemu magazynowi „Outlook India”. – Wzmacnia system immunologiczny, obniża ciśnienie krwi, uwalnia endorfiny, przynosząc ulgę w bólu”. Kataria twierdzi, że dzięki regularnemu głośnemu śmianiu się można powrócić do zdrowia fizycznego, psychicznego i duchowego.
„Naukowo dowiedziono jedynie, że śmiech na krótko uśmierza ból” – pisze w swoim artykule Raffi Khatchadourian. Ale i ten mechanizm nie do końca został wyjaśniony. To najprawdopodobniej zasługa endorfin, których wydzielanie stymuluje praca przepony.
Portal Pedagogikacyrku.pl informuje, że w starożytności stosowano terapię śmiechem w chorobach płuc i dla ogólnej poprawy nastroju. W średniowieczu zalecano ją jako pomoc w gojeniu się ran. Później kuglarze zaczęli bawić biesiadników, ponieważ zaobserwowano, że śmiech poprawia trawienie. Ale w wiktoriańskiej Anglii George Vasey, autor „Filozofii śmiechu i uśmiechu”, stwierdził, że śmiech jest rodzajem choroby, niepotrzebnym i wulgarnym rodzajem pobudzenia.
Potem uczeni długo skupiali się na mechanicznych efektach śmiechu: jego wpływie na oddech, mięśnie, organy wewnętrzne. Na to, że system nerwowy człowieka może mieć jakiś związek z układem immunologicznym, wpadli dopiero w latach 70. XX w. psycholog Robert Ader wraz z immunologiem Nicholsem Cohenem. Badacze podawali najpierw szczurom sacharozę z cyklofosfamidem, który miał wywoływać mdłości. Zwierzęta zaczęły jednak zdychać. Naukowcy zaprzestali dodawania cyklofosfamidu do słodzika. Lecz kolejne szczury padały. Uczeni doszli do wniosku, że zabijał je teraz stan ich umysłu. Doświadczenie otworzyło drogę do powstania psychoneuroimmunologii, ale nie odbiło się szerszym echem w świecie medycznym. Zmienił to artykuł Normana Cousinsa, opublikowany w „New England Journal of Medicine”. Cousins, dziennikarz i wydawca, zachorował na bardzo bolesną, autoimmunologiczną chorobę zapalenia stawów kręgosłupa. Lekarze dawali mu 1/500 szansy na wyleczenie. Cousins, obawiając się, że pobyt w szpitalu tylko pogorszy jego stan, wrócił do domu i leczył się sam, oglądając zabawne filmy. Dziesięć minut szczerego śmiechu działało jak środek przeciwbólowy i pozwalało mu na dwie–trzy godziny spokojnego snu. Choroba się cofnęła. W swoim artykule Couisins zadał pytanie, czy skoro cierpienie czy smutek mają destrukcyjny wpływ na ciało, to pozytywne emocje, jak nadzieja, miłość, zaufanie, radość mogą mieć działanie terapeutyczne?
Wierzy w to Hunter Campbell „Patch” Adams, amerykański lekarz i aktywista społeczny, który na początku lat 70. XX w. założył Gesundheit Insitute, w którym w stroju klauna rozśmieszał pacjentów, co bulwersowało środowisko medyczne. Lekarz ma przecież leczyć, a nie robić z siebie pajaca. Adams był jednak przekonany, że równie ważne co zabiegi są serdeczne relacje lekarzy z pacjentami i ich dobre samopoczucie. Dziś w szpitalach na całym świecie stosuje się różne formy śmiechoterapii (w Polsce od lat 90. robi to m.in. fundacja Dr Clown), a gelotologia ( z gr. gelos – śmiech) bada terapeutyczne właściwości śmiechu.
Jednak nie każdy śmiech to zdrowie. Jacek Golański widział omówienie badań naukowych, z których wynikało, że śmiech szyderczy, złośliwy jest nawet dla tego, kto się śmieje, mniej korzystny. Nie mówiąc o wyśmiewanym. A czy można ze śmiechu umrzeć? – Wikipedia mówi, że tak – odpowiada Golański. – Nie wiem i nie jestem pewien, czy byłaby to najlepsza reklama moich zajęć – śmieje się psycholog, który od kilku lat prowadzi warsztaty śmiechu. Natomiast Kataria często powtarza: „Nie znam przypadku człowieka, który umarłby ze śmiechu, ale znam wiele osób, które umarły z jego braku”.
Zakwasy w szczękach
W połowie lat 90. XX w. Kataria, który znał historię Cousinsa, zaczął w ramach eksperymentu w jednym z bombajskich parków namawiać nieznane osoby, by się z nim pośmiały. Z czasem porzucił medycynę i zajął się wyłącznie praktykowaniem i promowaniem hasya jogi, twierdząc, że śmiech jest najlepszym lekarstwem. W dodatku bez efektów ubocznych. Dziś w setkach artykułów o jodze śmiechu, także w polskiej prasie, można znaleźć długą listę leczniczych właściwości śmiechu. Podobno działa też przeciwzmarszczkowo. – Byłbym ostrożny z taką tezą – mówi Jacek Golański. – Podobnie jak z tą, że śmiech odchudza. Śmiejąc się, spalamy kalorie, to fakt, ale żując gumę, też. Na pewno uśmiechnięci pięknie wyglądamy.
Joga śmiechu Katarii różni się od metody „Patcha” Adamsa. – Poczucie humoru jest subiektywne, a kawały trafiają do intelektu. Osoby starsze, chore na alzheimera ich nie rozumieją. W dodatku dowcipy polegają często na wyśmiewaniu innych, co wcale nie jest śmieszne – mówi Piotr Bielski. – Dlatego my śmiejemy się bez powodu. W wyzwoleniu śmiechu pomaga ruch. – Śmiejąc się głośno, uruchamiamy mięśnie przepony, ćwiczymy mięśnie brzucha, twarzy – tłumaczy. Na forum prowadzonego przez niego portalu można przeczytać, że uczestnicy miewają po sesji śmiechu zakwasy w szczękach i brzuchach. Piszą też, że czuli się radośni, rozluźnieni, rozgrzani, pełni entuzjazmu, energii, zrelaksowani, pozytywnie nastawieni do świata i gotowi na wszystko. – Bo też i ze wszystkiego się śmiejemy – mówi Piotr. – Z wysokiego rachunku za prąd i stania w korku. I gdy nas to naprawdę spotyka, też się śmiejemy. Bo joga śmiechu ma działanie transformujące, zmienia nasze nastawienie. Dla równowagi śmiejemy się także z wygranej w totolotka – dodaje.
Bielski zaleca, by śmiać się nawet w pojedynkę, byle 10–15 minut dziennie. – Terapeutyczne efekty można odczuć po kilku miesiącach regularnych ćwiczeń – powtarza za Katarią, zwanym „chichotliwym guru”. – Gdy trudno śmiać się samemu, można wziąć udział w sesjach jogi śmiechu na Skypie, śmiejąc się z mieszkańcami Azji czy Ameryki.
– Można, ale to tak, jakby grać w szachy z komputerem – komentuje Jacek Golański. – Ja nakłaniam ludzi do wyjścia z domu. Moje zajęcia idą bardziej w kierunku budowania wspólnoty, procesu grupowego – wyjaśnia. Śmiech łączy ludzi, integruje, co działa jak sprzężenie zwrotne. – Im bardziej kogoś lubimy, tym chętniej się z nim śmiejemy, co wywołuje jeszcze więcej sympatii. A to z kolei zwiększa zaufanie. Radosny śmiech pobudza też kreatywność – dodaje psycholog, u którego firmy coraz częściej zamawiają warsztaty śmiechu dla pracowników.
Przeciwwskazaniem do jogi śmiechu jest zaawansowana ciąża, choroby psychiczne, poważne stany pooperacyjne. A także spożycie alkoholu i innych środków zmieniających świadomość. – Proces grupowy jest wtedy nie do kontrolowania. Zajęcia mogłyby przynieść więcej szkody niż pożytku – mówi Jacek. A i tak zdarzają się trudne sytuacje, gdy uczestnicy zajęć po intensywnym śmiechu wpadają w niedający się opanować płacz. Po jodze u Piotra jedna uczestniczka też się rozpłakała. – Wzruszyłem się, gdy wyjaśniła, że śmiała się pierwszy raz od trzech lat.
Kluby śmiechu
Bielski nie twierdzi, że joga śmiechu zastąpi medycynę czy psychoterapię. – Ale jest techniką profilaktyki zdrowia, rodzajem gimnastyki, która może, choć nie musi, transformować życie – mówi. Sam był kiedyś zmęczonym, smutnym, bliskim depresji człowiekiem. Po śmierci ojca, który kilka lat chorował na raka i zmarł dwa tygodnie przed 30 urodzinami Piotra, pojechał do Indii. Poznał Katarię i jako pierwszy Polak ukończył kurs jogi śmiechu w jego instytucie. Wrócił do Polski jako inna osoba. I postanowił zmienić kraj, którego obywatele mało się śmieją.
W ciągu roku poprowadził koło 1 tys. sesji w szkołach, przedszkolach, zakładach pracy, szpitalach, hospicjach, domach seniorów, więzieniach. W 2012 r. Bielski założył w Polsce, wzorem Katarii, klub śmiechu – otwarte i bezpłatne sesje jogi śmiechu. Dziś jest ich u nas, jak szacuje, koło dziesięciu. Na świecie około 6 tys. w 70 krajach (dane Laughter Yoga International). Piotr przeszkolił też ponad 100 osób, które zostały liderami jogi śmiechu. Jedna z jego liderek prowadzi nawet zajęcia hasya jogi dla dzieci ulicy. – Czuję, że hasło, które rzuciłem, by Polska stała się najbardziej roześmianym krajem świata, realizuje się. Widzę, że Polacy są już zmęczeni narzekaniem, rozdrapywaniem historycznych ran. Chcą zmiany. Brakowało im narzędzia. Ja im je daję.
Andrzej Wiekiera skupia się na zabawie, odstresowaniu, naładowaniu uczestników pozytywną energią. – Filozofia, elementy duchowości są dla mnie mniej ważne – dodaje prawnik, który zaczynał swoją przygodę z jogą śmiechu od... śmiechu. Andrzej przepada za kawałami, komediami, kabaretem. – Joga śmiechu daje mi też możliwość pracy społecznej i oderwania się od codzienności. Dlatego najczęściej współpracuje z instytucjami promującymi zdrowie, prowadzi nieodpłatne zajęcia dla niepełnosprawnych intelektualnie i ruchowo, rodziców i dzieci z rodzin zastępczych, seniorów. Raz w miesiącu Andrzej przytula też ludzi na Rynku w Krakowie, działając w ramach Free Hugs Kraków.
Osób, które chcą zmieniać polską mało uśmiechniętą rzeczywistość, jest więcej. Ponad rok temu Adam (woli pozostać anonimowy) postanowił uśmiechać się do obcych. Na facebookowym fanpage’u Eksperyment Uśmiech opisuje reakcje otoczenia, zamieszcza ciekawostki na temat śmiechu, nakłania użytkowników FB do zmieniania zdjęć profilowych na uśmiechnięte. Z kolei w każdy poniedziałek grupa zapaleńców z uśmiechem przybija piątki ludziom wychodzącym z warszawskiego metra. Po stolicy jeździ także zawsze uśmiechnięty kierowca autobusu. Wita też głośno pasażerów i opowiada anegdoty o mijanych miejscach. Jest również grupa młodych ludzi, którzy zachęcają do uśmiechu, rozdając mieszkańcom polskich miast karty z hasłami: „Uśmiechnij się, rozwesel swoim uśmiechem innych ludzi” i „Super, że się uśmiechasz. Tak trzymaj”. Karty nie można zatrzymać. Trzeba przekazać ją kolejnej osobie. Z uśmiechem.