W zachwytach nad autorskim planem duetu trenerów mistrzowskiego zespołu Antiga-Blain motyw pokerowej zagrywki, czyli rezygnacji z Bartosza Kurka, powracał do znudzenia. Do Kurka przylgnęła opinia najlepszego polskiego siatkarza. W lidze debiutował jako 16-latek, miał niepodważalną pozycję w Skrze Bełchatów w okresie jej dominacji w krajowych rozgrywkach. Wiosną zdobył z Lube Banca Macerata mistrzostwo we włoskiej lidze – obok rosyjskiej i polskiej – najmocniejszej w świecie. Poprzedni selekcjonerzy od niego zaczynali budowę reprezentacji. Nic dziwnego, że Antigę obwołano drugim Wagnerem (ten nie wziął na igrzyska olimpijskie do Montrealu Stanisława Gościniaka, najlepszego zawodnika zwycięskich dla Polski mistrzostw świata w Meksyku). Przypominano też inne zwycięskie dla nas turnieje, przede wszystkie mistrzostwa Europy z 2009 r., kiedy błyszczeli zmiennicy. Jakby nagle odkryto złotą formułę – im bardziej osłabieni, tym lepsi.
Antiga i Blain mieli na zbudowanie drużyny kilka miesięcy. Chcąc wiedzieć, na czym stoją, najpierw wzięli na warsztat statystyki. Logicznie założyli, że jeśli mamy być skuteczni, trzeba zminimalizować błędy w odbiorze zagrywki. Tymczasem z Kurkiem na boisku Polacy byli łatwiejsi do trafienia – czarno na białym wychodziło, że Bartek dużo daje w ataku, ale też poważnie osłabia defensywę. Że owszem, zdarzają mu się asy serwisowe, ale sporo zagrywek psuje, oddając rywalom punkty za darmo. Statystyki ostatnio go nie broniły i to przekonało trenerów, by spróbować opcji, w których Kurek nie był pierwszym wyborem.