Było ich dwóch. Trenerzy Florin Laurentiu i Ivan Valentin. Zjawili się w Świnoujściu w połowie stycznia. Miejsce po poprzednim szkoleniowcu piłkarskiego klubu – Tomaszu Kafarskim, zwolnionym przez telefon – już czekało. Za tą nieoczekiwaną roszadą stał tajemniczy biznesmen z Izraela Gil Sharit. Obiecywał ludziom we Flocie złote góry. – Przyznał, że ma o piłce nożnej mgliste pojęcie i że w kwestiach sportowych polega na zdaniu zaufanych doradców. Stąd wzięli się u nas Rumuni – opowiada prezes Floty Małgorzata Dorosz.
Fachowość nowych szkoleniowców budziła wątpliwości. Zjawili się znikąd. Nie mieli żadnych certyfikatów ani licencji na potwierdzenie tego, że podołają trudowi prowadzenia zespołu w polskiej I Lidze. Ale przyjęto ich zgodnie z wolą nowego sponsora. Wyjechali z zespołem na sparingi. Najpierw do Berlina, a następnie do Hiszpanii, gdzie pobyt zorganizował Gil.
W Niemczech odbył się mecz Floty z regionalnym zespołem SV Babelsberg. Po pierwszej połowie, w której grał skład otrzaskany w pierwszoligowych bojach, było 1:0 dla Floty. W drugiej na boisko wybiegło sześciu piłkarzy z Rumunii i Mołdawii, ściągniętych do zespołu przez trenerów Florina i Ivana. Mecz skończył się wynikiem 2:4. – W przedsezonowych sparingach to norma, że tasuje się składem. Ale jakość tych piłkarzy była dramatyczna. Było jasne, że tego meczu nie da się wygrać – opowiada osoba wtajemniczona w przebieg spotkania.
W Hiszpanii na zespół czekał już Gil Sharit. Postawił drużynie kolację, obiecał uregulować sięgające kilku miesięcy zaległości finansowe. Na dowód dobrych intencji przelał na konta zawodników niewielkie sumy. Zagrali kilka zaplanowanych sparingów i wrócili do Świnoujścia.