Na swoim pierwszym meczu Jerzy Pilch zobaczył w piłkarzach półbogów. Co tym bardziej zaskakujące, że byli to zawodnicy przeżywającej wtedy słabszy okres Cracovii. Wiele lat później pisarz wyznawał, że gdy jego ukochany zespół znów zagra w Ekstraklasie, popłacze się ze wzruszenia. Podobne odczucia do lokalnych „Pasów” żywił Gustaw Holoubek. Wybitny aktor żałował, że nie może zostać pochowany na stadionie ulubionego zespołu. W nadludzką siłę sportu wierzył także pisarz Adolf Rudnicki, który dostrzegał w nim szansę na odbudowę powojennej cywilizacji. Polscy intelektualiści nierzadko dopatrywali się w rzucaniu, kopaniu czy boksowaniu wartości najwyższych. W sukurs szedł mu zmarły w tym roku Bohdan Tomaszewski podtrzymujący, że sport to zaprzeczenie fałszu, przemocy i hipokryzji. To także najprawdziwsza sztuka, gdyż Michael Jordan przekładający piłkę pod koszem jest największym poetą, artystą godnym wszelkich laurów, a przynajmniej wierzył w to Stanisław Barańczak, który w wierszu „Pierwsza piątka” opiewał koszykarzy ukochanego Boston Celtics, nazywając ich „wyspą wyrosłą nad obojętność”.
Romantycznych kibiców inteligentów na ziemię mógłby sprowadzić Michał Okoński – dziennikarz, pisarz i wiecznie zlękniony fan londyńskiego Tottenhamu, który utrzymuje, że sport podlega boskim prawom, ale też nad boga sportu nie masz większego okrutnika. Demiurg futbolu atakuje zawsze niespodziewanie i najchętniej w ostatnich minutach meczu. Niełatwy jest więc żywot kibica intelektualisty. Figury, która jakoś wpisuje się w galerię naszych romantycznych bohaterów – z ich uniesieniami serca, które tylko na moment są w stanie przesłonić wdrukowany w DNA fatalizm.