Justyna Sobolewska
24 marca 2015
Polska na paryskich targach książki
Francuzi lubią polskie trupy
Paryski Salon du livre był największą od lat prezentacją polskiej literatury. Efekt? Tłumy przyciągnęli Roman Polański i Grzegorz Rosiński, niespodzianką była popularność Zygmunta Miłoszewskiego, a „Le Monde” uznał powieść kryminalną za nową polską religię.
Kraków i Wrocław – miasta-goście specjalni – rzucały się w oczy, i to dosłownie. Nie sposób było nie zauważyć stoiska tych miast na paryskich targach książki Salon du livre. Wyróżniało się czarno-białym kolażem budynków wrocławskich i krakowskich. – Zaryzykowaliśmy zupełnie odmienny od reszty projekt i się udało – mówi Irek Grin, kurator do spraw literatury w ramach Europejskiej Stolicy Kultury 2016.
Kraków i Wrocław – miasta-goście specjalni – rzucały się w oczy, i to dosłownie. Nie sposób było nie zauważyć stoiska tych miast na paryskich targach książki Salon du livre. Wyróżniało się czarno-białym kolażem budynków wrocławskich i krakowskich. – Zaryzykowaliśmy zupełnie odmienny od reszty projekt i się udało – mówi Irek Grin, kurator do spraw literatury w ramach Europejskiej Stolicy Kultury 2016. Targi zajmowały gigantyczną powierzchnię w centrum ekspozycyjnym Paris Expo w Port de Versailles. Codziennie między 20 a 23 marca z metra wysypywały się tłumy targowych gości, tym bardziej że metro w czasie weekendu było w Paryżu darmowe. Nie ze względu na targi, tylko z powodu smogu. Tak władze miasta zapraszały do korzystania z komunikacji miejskiej. Paryskie targi, jedne z największych w Europie, są nastawione przede wszystkim na prezentacje literatury i spotkania z autorami (podobnie jak w Lipsku), mniej na sprawy handlowe, jak choćby targi we Frankfurcie. Setki autorów codziennie podpisywało swoje książki przy specjalnych ladach przypominających wysokie stoły barowe. Kolejki do gwiazd ustawiały się kilka godzin wcześniej. Najdłuższe m.in. do Marca Levy’ego, Kena Folleta, Érica-Emmanuela Schmitta i innych. Fanki pisarki Amélie Nothomb przyszły w stroju pisarki: czarnym cylindrze i surducie. Poliitycy i celebryci Wchodząc do gigantycznej hali, zwłaszcza w okolicach 13.00, trzeba było w tłumie wymijać grupy koczujące na ziemi i jedzące lunch. Nieustannie też pojawiali się politycy francuscy, którzy zaczepiali zwiedzających i pytali o literaturę. To największa różnica, oprócz skali wydarzenia, między polskimi targami a Salon du livre. Tutaj wypada pokazać się politykom i ludziom biznesu. Stoisko Krakowa i Wrocławia odwiedził i prezydent Francji François Hollande, i francuska minister kultury, która spotkała się z minister Omilanowską. W małej przestrzeni stoiska Krakowa i Wrocławia zgromadziło się wtedy świetne grono – z jednej strony Roman Polański z dwoma rosłymi ochroniarzami, Norman Davies, Ryszard Krynicki, Ewa Lipska, Olga Tokarczuk i wielu innych poetów i pisarzy. I nagle w tym tłumie i przy fleszach fotografów, zupełnie poza kontekstem oficjalnego spotkania poetka Urszula Kozioł i Ludwik Flaszen – współpracownik Grotowskiego, znawca teatru i literatury – zaczęli recytować sobie dla przyjemności ballady Mickiewicza, najpierw „Lilie”, a potem „To lubię”. Chcieli się przekonać, czy pamiętają je w całości. Pamiętali. I tak udało im się stworzyć piękną wyspę polskiej literatury bez względu na to, że uwaga wszystkich skierowana była na ministerialne powitania. Pomysł, żeby zaprosić dwa polskie miasta, wyszedł od organizatorów. – Każdego roku zapraszamy jeden kraj jako gościa honorowego, w tym roku jest to Brazylia, a od 2011 r. także wybrane miasto jako gościa specjalnego. Teraz są nawet dwa. Pod względem kultury i tradycji literackich Wrocław i Kraków mają wiele wspólnego – tłumaczył komisarz targów Bertrand Morisset. To dwie stolice kultury (Kraków w 2000 r. i Wrocław w 2016 r.) i dwa Miasta Literatury UNESCO. Chodziło też o to, żeby pokazać cały region. Stąd wśród gości pojawili się nie tylko polscy pisarze – również m.in. Jurij Andruchowycz. Dobór autorów wzbudzał spore emocje, dlaczego wybrano tych, a nie innych? Pojechali ci, których książki były wydane po francusku. Autorzy nie tylko z Wrocławia i Krakowa. Mariusz Szczygieł mówił, jak można się było spodziewać, również o Pradze: – Kultura czeska jest kulturą wątpliwości, a kultura polska kulturą odpowiedzi, obie kocham i z obu chcę korzystać. Hubert Klimko-Dobrzaniecki, pisarz pochodzący z Dolnego Śląska, z wielonarodowej rodziny, mieszkał w tak wielu miejscach, że wszędzie czuje się u siebie i nigdzie nie jest zakorzeniony: – To choroba niezakorzenienia, ale nic na to nie mogę poradzić. Autor kontra autor Założenie spotkań z autorami było takie, żeby polscy występowali razem z francuskimi, i to się sprawdziło. Ciekawym połączeniem polsko-francuskim okazało się zestawianie niezwykle popularnego nie tylko we Francji Erica-Emmanuela Schmitta, autora m.in. „Oskara i pani Róży”, i Olgi Tokarczuk, która ma tu kilka przekładów, ostatnio ukazało się „Prowadź swój pług przez kości umarłych”. Przyszło mnóstwo ludzi, sporo głośnych nastolatek, wielbicielki popfilozoficznych powiastek Schmitta. Spotkanie prowadziła dobrze przygotowana Francuzka, która potrafiła znaleźć wspólne tropy u obu tak różnych pisarzy. Pytała o Jakuba Franka i Jezusa Chrystusa, o którym pisał Schmitt. – Pytanie o Mesjasza jest pytaniem bardziej politycznym niż metafizycznym – ciekawie zaczęła Tokarczuk. Schmitt, podobnie jak w swoich książkach, sypał mądrościami w stylu Coelho. Na koniec sam zaczął zachwalać książkę Tokarczuk, którą rzeczywiście przeczytał. A zaskakujące były głosy czytelników – otóż okazało się, że istnieje międzynarodowy klub wielbicielek Janiny Duszejko, bohaterki Tokarczuk, i jego przedstawicielki wygłosiły gorącą pochwałę tej postaci. – Na spotkania przychodziła nie tylko Polonia, jak to często bywa, ale także Francuzi. Codziennie było ich więcej. Fnac, który sprzedawał polskie książki na targach, też był bardzo zadowolony z wyników sprzedaży – mówi Agnieszka Rasińska-Bóbr z Instytutu Książki, który wspólnie z miastami przygotowywał program i stoisko. Na tle rozmaitych targów książki, gdzie prezentuje się polską literaturę, Paryż był wyjątkowy. To pierwsza tak szeroka prezentacja od 15 lat, od 2000 r., kiedy byliśmy gościem specjalnym we Frankfurcie. Nie było wielkim zaskoczeniem, że największy tłum przyjdzie posłuchać Romana Polańskiego.Ten napór ludzi ledwo wytrzymały ściany i półki z książkami. A Polański, który Francuzom słabo kojarzy się z Polską, zaczął od tego, że reprezentuje miasto swojej matki, czyli Kraków. Sporo mówił też o powojennej Polsce. Organizatorzy targów oczywiście chcieli przenieść jego spotkanie do innej, większej przestrzeni, ale uparł się, żeby to było stoisko polskie. Wiadomo było też, że do Grzegorza Rosińskiego, twórcy „Thorgala”, ustawi się wielka kolejka. Dwie godziny przed ustaloną godziną podpisywania przy stoisku Krakowa i Wrocławia stał, albo siedział na ziemi, tłum ludzi. Ale zaskoczeniem okazała się nowa wielka gwiazda polskiej literatury we Francji, czyli Zygmunt Miłoszewski. Wydane przez małe wydawnictwo Mirabole „Uwikłanie” i „Ziarno prawdy” bardzo dobrze się sprzedają. Piątkowy „Le Monde” poświęcił Miłoszewskiemu całą stronę, chwaląc sposób, w jaki pisarz opowiada o cieniach polskiej historii. Dziennik wspominał też, że Miłoszewski jest laureatem prestiżowej nagrody Paszporty POLITYKI, i bardzo chwalił przekład Kamila Barbarskiego za „bogaty, precyzyjny i odkrywczy język”. – Spodziewałam się sukcesu – mówi Nadège Agullo, szefowa wydawnictwa Mirabole, która najpierw przeczytała Miłoszewskiego po angielsku i bardzo chciała go wydać po francusku. – Miłos
Pełną treść tego i wszystkich innych artykułów z POLITYKI oraz wydań specjalnych otrzymasz wykupując dostęp do Polityki Cyfrowej.