A wtedy rzekł Bóg: „Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam. Niech panuje nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym, nad bydłem i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi”. W biblijnej Księdze Rodzaju nie ma nic o lol-kotach, ani słowa o stworzeniu, co wabi się Pieseł, ani słowa o Raptorze-filozofie, Forfiterze albo o sowie, która pyta: „O rly?”. Tylko dlatego, że nie było wtedy internetu. W wirtualnym świecie pierwsi ludzie i ich potomkowie podporządkowali sobie faunę zupełnie jak w realu. Z tą różnicą, że w jednym przypadku zwierzyna mówi ludzkim głosem każdego dnia, a w drugim – jedynie w wigilijną noc.
Przypadek najnowszy: łasica leci na grzbiecie dzięcioła. Taki właśnie obrazek, niezwykły skądinąd, uchwycony kilka tygodni temu przez brytyjskiego fotografa amatora Martina Le-Maya, stał się, jak to mówią, hitem sieci. Le-May miał też swoje pięć minut w telewizjach, opowiadał w nich o nieprawdopodobnej w przyrodzie scenie, której był świadkiem: dzięcioł został zaatakowany przez małą łasicę, akurat gdy zaczął wzbijać się w powietrze. Kilkusekundowa przejażdżka na ptasim grzbiecie zakończyła się upadkiem – dzielny dzięcioł zrzucił napastnika i pofrunął dalej. Zapewne piękną narracją do tej opowieści posłużyłaby Krystyna Czubówna, szybko jednak obrazkowa historia i jej autor przestali się liczyć. Jeszcze tego samego dnia na grzbiecie łasicy (wciąż leżącej na grzbiecie dzięcioła) pojawiła się polityczna satyra w osobie Władimira Putina, przeklejonego ze słynnej sesji na koniu (z nagim torsem). Po Putinie był jeszcze Gandalf, Kim Dzong Un, John Travolta i Miley Cyrus.