Rok 1995, kampania wyborcza, Aleksander Kwaśniewski walczy o prezydenturę z Lechem Wałęsą. Tamtej kampanii nie da się zapomnieć, więc wyobraźmy sobie ją dzisiaj, z internetem. Memy z Kwaśniewskim tańczącym disco polo udostępniają się na Facebooku same. Na Twitterze akcja z hashtagiem #OlekPaczy kpiąca z jego niebieskich soczewek. I parodie reklam samoopalaczy z udziałem lol-kotów, piesłów i samego, śniadego kandydata, np. w roli wybitnego chemika (wynalazek tegorocznej kampanii): „Wreszcie! Postkomunian Polonu”. Byłoby jak dziś: jeśli poparcie rozkłada się mniej więcej równo, ten, kto wygrywa wojnę na internetowe memy, wygrywa wybory.
Tyle że Lech Wałęsa z 1995 r. byłby (i jest) jeszcze bardziej memogenny. Jego „Ani be, ani me, ani kukuryku” z finału drugiej telewizyjnej debaty przykryłoby być może wszystkie pomysłowe kpiny z Kwaśniewskiego. Przerabialiśmy to kilka tygodni temu z Bronisławem Komorowskim, który paliwa internetowej satyrze dostarczał niczym Dariusz Szpakowski na mundialu: niemal każdego dnia.
„Panie prezydencie, nie stać mnie, żeby jechać z dziećmi na wakacje”, „To proszę jechać bez dzieci” – to tylko jeden przykład jednej akcji ośmieszającej ustępującego prezydenta w reakcji na jego wpadkę (#BronekRadzi). Tak zwany „lol-content” stał się dobrym miernikiem społecznych trendów: bardzo łatwo zobaczyć, z którego kandydata/partii ludzie śmieją się bardziej i donośniej.
– Pamiętam sytuację, kiedy jakoś chyba w lutym wrzuciliśmy mem z Andrzejem Dudą szydzącym z… Andrzeja Dudy. Lajków było znacznie mniej, niż się spodziewaliśmy, a naszym zdaniem był to bardzo udany obrazek – mówi Joanna Dziwak, pisarka, kierowniczka Hipsterskiego Maoizmu, najlepszej fabryki memów w polskim internecie.