Na tegorocznej liście 100 najbardziej wpływowych ludzi magazyn „Time” wymienił dwoje Japończyków. 66-letniego autora kilkunastu powieści, którego książki przełożono już na ponad 50 języków, i stałego faworyta do literackiego Nobla. Oraz 30-letnią autorkę podręcznika sprzątania, który dopiero niedawno przełożono na język angielski.
Bogatą twórczość Haruki Murakamiego ze skromnym debiutem Marie Kondo na pewno łączą dwie rzeczy: magia i wolumen sprzedaży. Podczas gdy Murakami uchodzi za reprezentanta japońskiego realizmu magicznego, Kondo wprost zatytułowała swoją książkę: „Magia sprzątania”. On pozwolił jednej ze swoich postaci rozmawiać z kotami. Ona każe czytelnikom zadbać o samopoczucie ich skarpet i widelców. I stale dziękować im za usługi: „Bo w ten sposób zmotywujesz je, by cię wspierały”.
Mimo że Kondo swoją książkę napisała z myślą o rodakach, w tym roku odkryła, że mieszkańcy Zachodu – który odwiedziła niedawno po raz pierwszy – tak samo potrzebują rady w zmaganiach z bałaganem. Szczególnie nie radzą sobie z okiełznaniem dziecięcych zabawek. Podobieństwo problemów już wcześniej sygnalizowało jej jednak tempo, z jakim „Magia sprzątania” zyskiwała popularność w USA i Europie (także w Polsce). Amerykański wydawca z początku wydrukował zaledwie 10 tys. egzemplarzy książki. Niedawno jej nakład przekroczył 3 mln, z tego 2 mln rozeszły się poza Japonią.
„Kondo zamieniła zwykłe odgracanie w rodzaj samopomocy, dziedziny sztuki z zastępami nowych, schludnych wyznawców” – pisała na łamach wspomnianego „Time’a” aktorka Jamie Lee Curtis. I obiecała, że jeśli kiedyś zrobi sobie tatuaż, będzie to napis: „Cieszyć serce!”. Bo to kluczowy termin dla metody Marie Kondo, którą owi schludni wyznawcy nazywają po prostu KonMari.