Kiedy jedni rodzice kłócą się z drugimi o to, w jakim wieku ich dzieci mają być posyłane do szkoły, inni decydują, by swoich pociech nie wysyłać tam wcale. Gdy niektórzy potrafią czekać godzinami w kolejce po nowego iPhone’a czy spędzać mnóstwo czasu w internecie na kupowaniu, oni wolą przerobić starocie na coś innego albo... znaleźć je na śmietniku, gdzie zostały porzucone, choć nadają się jeszcze do użytku. Off the grid (od ang. off-grid – poza siecią) to nurt skupiający tych, którzy wyłamują się z systemu: fanów homeschoolingu, czyli nauczania domowego, freegan zdobywających jedzenie za darmo, jednostki, które postanowiły żyć bez pieniędzy, tych, którzy zrezygnowali z życia w mieście i przenieśli się do swoich ekologicznych domków, a także zagorzałych ekologów oraz hakerów.
Wbrew potocznemu rozumieniu słowa off-grid współcześni offgridowcy mają prąd. Dla nich internet jest podstawowym miejscem komunikacji. To dzięki dostępowi do wirtualnego świata mogą realizować się tak, jak chcą, i świadomie być, jak np. Raphael Fellmer z Berlina, który od pięciu lat żyje bez pieniędzy wraz ze swoją rodziną i jest założycielem serwisu społecznościowego Foodsharing.de, za pomocą którego ludzie mogą dzielić się ze sobą żywnością, zapobiegając jej zniszczeniu.
Offgridowcy negują konsumpcyjny styl życia. I są świadomi swych wyborów. Jak mówi jeden z nich, Arkadiusz „Sucz” Grątkowski, który od ponad czterech lat stara się nie kupować żywności w sklepach, lecz zdobywać ją inną drogą, chodzi o sprzeciw. – Krytycznie patrzę na otaczający mnie świat, na ludzi zatracających się w materializmie, na społeczny egoizm i wszechobecne marnotrawstwo – tłumaczy. – Zainteresowanie samym freeganizmem wzięło się u mnie z wypraw, podczas których nie miałem praktycznie grosza przy duszy.