Opium dla mas
Życiodajne leki czy nielegalne narkotyki: granica jest rozmyta
Spróbujmy przenieść w nasze czasy mistrzów czarnej magii, zajmujących się leczeniem ludzi. Mają przy sobie kufer pełen leków, które cudem uratowali przed konfiskatą. Nie pozwolili odebrać sobie liści koki, bogatych w witaminy i białka, które zamierzają podać przeziębionym i wycieńczonym katarem siennym. Transport heroiny trafiłby na oddział pulmonologiczny, bo to specyfik uśmierzający kaszel, dziesięć razy silniejszy od kodeiny. Konopie indyjskie przydałyby się chorym z silnymi padaczkami i spastycznością mięśni, zaś opium ulżyłoby cierpiącym po operacjach, uspokoiło i pomogło zasnąć bez bólu.
Kiedy prezydent USA Richard Nixon przystąpił w 1971 r. do ogólnoświatowej wojny z narkotykami, nie było potrzeby, aby w szczególny sposób definiować wroga. Chodziło mu, jak wszyscy przeczuwali, o „ten typ rzeczy”, których nie można kupić w aptece. Narkotyki były kojarzone z przemytem, brały się z ulicy. Nawet jeśli w ramach jakiejś subkultury wydawały się czymś naturalnym, to w rozumieniu prawa były nielegalne.
Polska nieudolna walka z dopalaczami jeszcze raz pokazała, że ta prosta kwalifikacja prowadzi donikąd. Środki stymulujące w różnych regionach świata były przez wieki dozwolone – i wiele z nich jest nadal – a użytkownikami nie są wcale kryminaliści ani nieletni, lecz studenci, lekarze, biznesmeni, a nawet stróże prawa. Zakazany owoc lepiej smakuje, a niektórym pomaga. Czy zakazanym owocem mogą być lekarstwa?
Imperia na dopalaczach
– Po aspirynie można umrzeć, po paracetamolu się udusić, a po alkoholu niektórzy tracą życie. Nikomu jednak nie przychodzi do głowy, by wycofać je z rynku – zauważa prof.