Porażka w towarzyskim meczu z Holandią – która odpadła w eliminacjach do Euro i właśnie szuka swojej nowej drogi – zasiała zamęt. Nagle ulotniła się pewność siebie, zbudowana passą pięciu zwycięstw z rzędu i budującą postawą w eliminacjach. Od razu pojawiły się teorie kojące: że nasi byli ociężali po ostatnich ciężkich treningach, że Nawałka celowo nie odkrył jeszcze wszystkich kart, że nawet Niemcy też w sparingach przed Euro przegrywają. I przede wszystkim, że nie grał dochodzący do formy po kontuzji Grzegorz Krychowiak, odpowiedzialny za porządki w środku pola. Z drugiej strony kibic swój rozum ma i gdy widzi, jak obrońcy rozdają na prawo i lewo prezenty, a od naszych bije bezradność, to od razu budzą się w nim najgorsze wspomnienia z poprzednich turniejów, w których Polska brała udział.
I bez tej porażki w reprezentacji jest pewna nerwowość, bo piłkarze generalnie nie przepadają za wielkimi turniejami. Z ich punktu widzenia wszystko jest z takimi mistrzowskimi imprezami nie tak. Mało czasu na przygotowania. Skondensowana presja. Liczne grono niewyrobionych, niedzielnych kibiców, krytycznie usposobieni recenzenci. Często ci sami, którzy przed turniejem bez skrępowania pompowali balon oczekiwań.
W porównaniu ze swoim odpowiednikiem z Hiszpanii, Niemiec albo Włoch reprezentant Polski ma jednak ten komfort, że wymaga się od niego niewiele. Awansu do fazy pucharowej. Zerwania z przykrą tradycją, wedle której ostatni mecz w grupie jest w najlepszym razie meczem o wszystko (jak to było na poprzednim Euro, które organizowaliśmy wspólnie z Ukrainą), ale częściej już tylko meczem o honor.