Turyści zwiedzający grecki Pireus mogą tam zastać tego lata wyjątkowy widok. Po 10 latach spędzonych w suchym doku na remoncie na ciepłe wody Morza Egejskiego wypłynęła znów niezwykła jednostka – pełnowymiarowa replika greckiej triery z IV w. p.n.e. zrekonstruowana w latach 80.
Dzięki swym kształtom i wymalowanym na dziobie „oczom” nieco przypominający morskiego potwora z prehistorycznych mitów okręt będzie z pewnością bohaterem wielu wakacyjnych fotografii. I słusznie, bowiem „Olimpias” (nosi to imię po matce Aleksandra Wielkiego), mimo pozornej prostoty konstrukcji, jest wybitnym osiągnięciem ludzkiego geniuszu, w równej części starożytnych szkutników, jak współczesnych inżynierów.
Starożytny niszczyciel
Czym właściwie jest triera? Bez wątpienia najbardziej zaawansowanym technicznie, najszybszym i najpiękniejszym okrętem antyku, który odegrał wielką rolę w powstaniu zachodniej cywilizacji. Jej kolebka, Morze Śródziemne, stała się dla ludów zamieszkujących wyspy i wybrzeża zarówno impulsem rozwojowym, źródłem bogactwa, wezwaniem do poznawania świata, jak i drogą podboju, bramą, przez którą w każdej chwili mogło nadejść niebezpieczeństwo. Stąd obok okrągłych, pojemnych i powolnych, pływających pod żaglem statków handlowych pojawiły się smukłe, szybkie, zwrotne i napędzane wiosłami okręty, najpierw używane zarówno przez piratów, jak i kupców (często o przejściu od jednego do drugiego zajęcia decydowała po prostu okazja). Jednostki te ewoluowały w smukłe pentekontery (50-wiosłowce).
Głównym napędem antycznego okrętu wojennego nie mógł być żagiel, to wiosła zapewniały mu, niezależnie od kaprysów wiatru, niezbędne w bitwie szybkość i zwrotność. Przed konstruktorami stanął więc problem zwiększenia liczby wioślarzy bez nadmiernego wydłużania kadłuba.