Ludzie i style

Pirania w Warcie? Co jeszcze można znaleźć w polskich zaroślach

Mathias Appel / Flickr CC by 2.0
Dwóch wędkarzy łowiących na Warcie musiało przeżyć szok, kiedy zamiast polskiego okonia jeden z nich na haczyku zobaczył... piranię.
Jessi Swick/Flickr CC by 2.0
Stuart R Brown/Flickr CC by 2.0
jc. Winkler/Flickr CC by 2.0
Marcus Ward/Flickr CC by 2.0
indigo expeditions/Flickr CC by 2.0
Ralf Nolte/Flickr CC by 2.0
Rod Waddington/Flickr CC by 2.0

Łowiący w Warcie wędkarze złowili w sierpniu dwie piranie. Trzecia (największa) przegryzła żyłkę i uciekła, niewątpliwie zostawiając wędkarzy z mocnym postanowieniem, aby się więcej w Warcie nie kąpać. Skąd wzięły się egzotyczne drapieżniki w polskiej rzece?

Piranie w Polsce można nabyć legalnie i bez ograniczeń w wielu sklepach zoologicznych. Ich naturalne środowisko jest dużo cieplejsze niż nasz rodzimy klimat, dlatego wypuszczone na wolność, nie mają szans przeżyć zimy. A to właśnie porzucenie zwierząt przez właścicieli jest najczęstszym powodem egzotycznych „niespodzianek”.

Powody porzucenia są różne. Zwierzę staje się zbyt duże, jego utrzymanie kosztuje zbyt wiele, najczęściej jest to po prostu brak wyobraźni kupującego, który nie wie, że żywe zwierzę to nie zabawka – tłumaczy Bartłomiej Gorzkowski, kierownik Egzotarium w Lubelskim schronisku dla zwierząt.

Na porzucone zwierzęta natrafiają turyści, wycieczkowicze i celnicy w najróżniejszych, nawet najbardziej nietuzinkowych sytuacjach. Z danych warszawskiego Eko-Patrolu wynika, że tylko na terenie stolicy rocznie odnajduje się od 40–50 okazów egzotycznych zwierząt. Podobne szacunki dotyczą Lublina, a przypuszczalnie też innych dużych polskich miast.

Na jakie inne egzotyczne niespodzianki można natrafić w rodzimych zaroślach?

Gekon lamparci

Egzotyczny gad jest wyjątkowo często odnajdywany na wolności. Jednak w tym konkretnym przypadku powodem nie musi być wcale chęć pozbycia się gekona przez właściciela.

Okazuje się, że gekony lamparcie mają tendencję do częstych ucieczek i same chętnie inicjują swoje „zniknięcia”. Zbieg na kryjówkę może wybrać ciemne ustronne miejsce w naszym domu lub instynktownie szukać drogi do wydostania się na zewnątrz.

Ze względu na rozmiary gekony nie rzucają się w oczy. Poza tym są płochliwe i unikają ludzi, więc nie ściągają na siebie takiej uwagi jak inne porzucane przez ludzi gady. A pozostanie na wolności oznacza dla nich śmierć. Dlatego podczas następnego spaceru warto zwrócić uwagę, czy wylegująca się na kamieniu rodzima jaszczurka nie jest w istocie egzotycznym uciekinierem.

Żółw stepowy

Ostatnio odnaleziony na polsko-ukraińskim przejściu granicznym w Medyce. Piękny żółw błąkał się niedaleko budynków przeznaczonych do odprawy pieszych przez granicę. Biorąc pod uwagę wiek, jakiego dożywają przedstawiciele tego gatunku (nawet 100 lat!), po pomyślnej odprawie żółw mógłby mieć szansę na dojście nawet do Kijowa. Czy tam odnalazłby swoich właścicieli?

– Ludzie nie zdają sobie sprawy, że niewielkie gady mogą żyć bardzo długo. Z czasem człowiek traci zainteresowanie takim towarzystwem albo przeszkadza mu ono np. w podróży – mówi Gorzkowski.

Najprawdopodobniej żółw został porzucony przez właściciela, który bał się problemów z kontrolą graniczną. Niestety takie zachowanie jest częstą praktyką. Według statystyk służby celnej w latach 1998–2007 było aż 7655 podobnych przypadków.

Legwan zielony

Ostatni przypadek znalezienia legwana w stolicy miał miejsce pod koniec czerwca na Saskiej Kępie na ulicy Bajońskiej. Jak doniesiono przedstawicielom Eko-Patrolu, 60-centymetrowy gad spokojnie przechadzał się chodnikiem, nie przejmując się tym, że niezbyt dobrze wpasowuje się w otoczenie.

Głównym powodem porzuceń legwanów jest ich długość. Rosną nawet do 150 cm, a sprzedawcy często zapominają poinformować kupujących o tym „mało znaczącym” fakcie.

Legwan dorasta i potrzebuje większego terrarium, a to generuje dodatkowe koszty. Czasami okazuje się, że w małym mieszkaniu nie ma już zwyczajnie miejsca na takiego domownika. Z tego powodu zwierzęta te należą do grupy najczęściej porzucanych gadów w Polsce. W warunkach naturalnych nie mają żadnych szans na przeżycie.

Wąż zbożowy

Zwierzęta egzotyczne są odnajdywane nie tylko na terenach dużych miast. Jeden z przypadków schwytania węża zbożowego miał miejsce w Ozorkowie. Wąż tego gatunku został znaleziony na dnie siedmiometrowej studzienki na terenie opuszczonej posesji. Gad był skrajnie wyczerpany. Nie wiadomo, jak się tam dostał, do jego wydobycia potrzebna była pomoc straży pożarnej.

Wąż to żywe zwierzę, a nie zabawka. A opieka nad nim jest dużo trudniejsza niż zajmowanie się chomikiem, psem czy kotem. Gad musi mieć zapewnione terrarium z odpowiednią wilgotnością powietrza, a za karmę nie służą mu suche chrupki w kartonowym pudełku, tylko żywe myszy, które trzeba mu dostarczyć żywe. Ze względu na nasz surowy klimat wąż nie ma szans przeżyć w Polsce na wolności.

Boa dusiciel

Krążą o nim legendy. Ostatni przypadek znalezienia boa dusiciela w Polsce miał miejsce 28 grudnia 2015 r. na jednym z poznańskich osiedli. Przerażeni mieszkańcy znaleźli skrajnie wyziębionego półtorametrowego gada na trawniku przy jednym z bloków. Mimo szybkiej interwencji straży miejskiej zwierzę zdechło z wyziębienia. Strażnicy próbowali bezskutecznie ustalić, kto był właścicielem gada.

Kilka razy do roku jest głośno o znalezieniu tego węża, ponieważ wzbudza on popłoch u każdego, kto spotka go „na dziko” w naszym kraju. Okazuje się jednak, że to nie człowiek musi bać się węża, a raczej wąż powinien bać się polskiego klimatu.

Boa szukają azylu w ciepłych miejscach i prawdopodobnie to jest powodem miejskich legend na temat tego zwierzęcia. Jak głosi jedna z nich, kilka lat temu w Hanowerze Boa wypełzł z muszli klozetowej.

Bez względu na to, czy opowieść jest prawdziwa czy nie, uspokajamy, że nigdy nie odnotowano przypadku zjedzenia człowieka przez tego węża. Wszystkie historie o wężu ludojadzie żywiącym się radioaktywnymi ściekami i ludźmi można więc włożyć między bajki.

Pyton tygrysi

Ostatni przypadek odnalezienia pytona tygrysiego miał miejsce 7 lipca tego roku. Półtorametrowy gad został znaleziony w lesie nieopodal podpoznańskiej wsi Potasze przez spacerującą kobietę, która od razu zadzwoniła po straż gminną. Wąż był głodny i wychłodzony. Gdyby pozostał na wolności kilka dni dłużej, mógłby zdechnąć.

Dawniej chętnie kupowany ze względu na piękną barwę. Dzisiaj jego kupno wymaga rejestracji i właśnie ten wymóg, jak twierdzi Bartłomiej Gorzowski, doprowadza do impulsywnego pozbywania się gadów z domu.

Często jest tak, że ludzie, którzy nie do końca posiadają wiedzę o swoim zwierzęciu, słyszą w mediach, że jest to gatunek chroniony i pozbywają się go ze strachu przed ewentualnymi konsekwencjami – mówi Gorzowski. – Tutaj oczywiście wielkość tego węża też ma znaczenie. Raz udało się złapać delikwenta, który porzucił węża i tłumaczył się, że był to prezent... dla jego 8-letniej córki. Na komunię!

Waran stepowy

Powodem popularności tego gatunku była atrakcyjna cena. Przed wpisaniem na listę zwierząt chronionych można go było nabyć za około 200 zł, co często skłaniało ludzi do nieprzemyślanego zakupu. Jednak kiedy okazywało się, że utrzymanie zwierzęcia wymaga czasu, ludzie postanawiali się go pozbyć.

Ostatni przypadek odnalezienia warana na terenie Warszawy miał miejsce pod koniec czerwca na Pradze Południe. Warana wygrzewającego się na trawniku znalazł mieszkaniec okolicznego bloku. Wezwał Eko-Patrol, a ten umieścił gada w warszawskim ZOO. Właściciela nie udało się namierzyć.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Czytamy i oceniamy nowego Wiedźmina. A Sapkowski pióra nie odkłada. „Pisanie trwa nieprzerwanie”

Andrzej Sapkowski nie odkładał pióra i po dekadzie wydawniczego milczenia publikuje nową powieść o wiedźminie Geralcie. Zapowiada też, że „Rozdroże kruków” to nie jest jego ostatnie słowo.

Marcin Zwierzchowski
26.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną