Ludzie i style

Pamelo, żegnaj!

Pamela Anderson walczy z przemysłem porno. Czysta hipokryzja?

W „Słonecznym patrolu” w latach 90. W „Słonecznym patrolu” w latach 90. Everett Collection / EAST NEWS
Najsłynniejsza modelka erotyczna w historii Pamela Anderson zmienia front i własną piersią chce obronić świat przed zgubnym działaniem przemysłu porno.
Pamela Anderson w tegorocznej sesji dla odzieżowej firmy Missguidedmateriały prasowe Pamela Anderson w tegorocznej sesji dla odzieżowej firmy Missguided

Koniec pobłażania dla pornografii! – grzmiał nagłówek tekstu, który ukazał się na przełomie sierpnia i września w „Wall Street Journal”. Był to komentarz do afery z Anthonym Weinerem – amerykańskim politykiem, który kiedyś stracił miejsce w Kongresie po tym, jak przesłał jednej z obserwujących go na Twitterze kobiet zdjęcie swojego członka. Choć w bokserkach, to w pozie jednoznacznej. A teraz przesyłał kolejnej nieznajomej podobne fotografie, co skończyło się dla niego rozstaniem z żoną (Humą Abedin, doradczynią Hillary Clinton).

Skłonność Weinera do autoprezentacji prasa amerykańska analizowała poważnie już wcześniej. Teraz zareagowała raczej z ironią – tym większą, że kobieta, z którą wymieniał prowokacyjne zdjęcia, okazała się zwolenniczką Donalda Trumpa. Artykuł w „Wall Street Journal” na tym tle wyróżniał się mocnym tonem: „Musimy zrozumieć sami i wpoić naszym dzieciom, że pornografia jest dla frajerów, jest nudnym traceniem czasu przez ludzi zbyt leniwych, by zbierać plony zdrowego życia seksualnego”. Pod tekstem piętnującym ten – jak czytamy – narkotyk niszczący rodziny i niosący zagrożenie publiczne na niebywałą skalę, podpisały się dwie osoby: rabin Shmuley Boteach oraz erotyczna modelka Pamela Anderson.

„Skradzione” sekstaśmy

Na oskarżenia o hipokryzję nie trzeba było długo czekać. Posypały się rzecz jasna ze strony gwiazd przemysłu porno, ale i od zwykłych internautów. Sugerowały, że słowa Anderson można będzie potraktować poważnie dopiero, gdy sama zwróci pieniądze zarobione przez niemal trzy dekady pozowania nago. Przypominały też, że Weiner dopiero niedawno przebił się w dyscyplinie, w której to ona była pionierką. W końcu zainteresowanie Pamelą podbiła w 1995 r. prywatna sekstaśma nagrana z udziałem muzyka Tommy’ego Lee, jej ówczesnego męża. Anderson do dziś zarzeka się, że taśma wydostała się z domu bez jej wiedzy, nie zmienia to jednak faktu, że wideo z miesiąca miodowego pary Anderson-Lee wprowadziło nowe zasady gry w przemyśle erotycznym. Po pierwsze, błyskawicznie trafiło do sieci, stając się półlegalnym bestsellerem. Na jego płatnej dystrybucji budowała potęgę jedna z pierwszych internetowych firm porno, Internet Entertainment Group, która później musiała zapłacić parze celebrytów odszkodowanie po wygranym przez nich procesie o naruszenie praw autorskich. A do nowej mody szybko dostosowali się inni. W dużej mierze dzięki „skradzionej” sekstaśmie zrobiła karierę Paris Hilton, podobna afera stała się też przepustką do sławy dla Kim Kardashian.

Są i poważniejsze luki w wywodzie Pameli Anderson. Po pierwsze to, co regularnie uprawia Weiner – przesyłanie bliskim lub nieznajomym swoich prowokujących zdjęć lub wiadomości – to seksting, którego utożsamiać z pornografią nie można. Po drugie, wprawdzie uzależnienie od pornografii stało się ważnym przedmiotem badań naukowych (opisywanych w „Ja My Oni” Poradniku Psychologicznym POLITYKI, tom 16), to trudno wprost winić ją od razu za rozbijanie rodzin na masową skalę. Tym bardziej że – jak przypomina „New York Magazine” – właśnie w ciągu ostatnich kilkunastu lat, gdy porno podbijało internet, odsetek rozstań par małżeńskich w Ameryce nie rósł, tylko spadał.

Rachel Kramer Bussel, autorka książek o tematyce erotycznej, zwróciła uwagę, że obwiniając porno, Anderson zdejmuje winę z dorosłego, odpowiadającego za swój związek mężczyzny. Artykuł krytykował też amerykański seksuolog Marty Klein, przy czym zbił większość argumentów, by zauważyć, że pomijają to, co w całej sprawie jest naprawdę niebezpieczne: nierealistyczną, fantazyjną wersję seksu, którą niesie pornografia. A z którą walczyć można tylko za pomocą edukacji.

Gwiazda z Silicone Valley

Fantazja pchnęła w świat czasopism erotycznych samą Anderson. Tyle że była to fantazja na temat kariery w hollywoodzkim stylu. Urodzona w Kanadzie, w okolicach Vancouver, zdobyła najpierw lokalną popularność, gdy kamerzysta pokazał ją na telebimie podczas meczu futbolowego. Widzowie chcieli więcej, dostali więc Anderson w reklamie piwa, a później samolot (którym leciała po raz pierwszy w życiu) zabrał ją do Kalifornii i wylądowała na rozkładówce „Playboya”.

Z tym ostatnim tytułem związała się na dłużej niż z którymkolwiek z małżonków (po Lee był jeszcze kolejny rockman Kid Rock). Od początku lat 90. pojawiła się na okładce amerykańskiej wersji magazynu 14 razy, co stanowi trudny do pobicia rekord. Czytelnicy polskiej edycji widzieli ją nago w ośmiu wydaniach pisma. Przez ten czas najpierw powiększyła sobie biust, by następnie go zmniejszyć pod koniec lat 90. i ponownie powiększyć w XXI w., choć miała doświadczenia z relacjonowanym w prasie problemem przeciekania silikonowych implantów.

Jej biust stał się przedmiotem podziwu, ale i żartów („Jak się nazywa przestrzeń pomiędzy piersiami Pameli? Silicone Valley” – to gra słów z angielską nazwą Doliny Krzemowej). Sama stosunek do własnych piersi opisała kiedyś jako „love and hate”. I choć „wahałaby się, czy polecać operację innym”, stała się w tej dziedzinie symbolem zmiany. A nawet specyficznie pojmowanego wyzwolenia.

Inaczej patrzy na to Sheila Jeffreys z University of Melbourne, feministka i autorka głośnej książki „Beauty and Misogyny” („Piękno i mizoginia”), która w zabiegach upiększających, wykonywanych za cenę zdrowotnego ryzyka, dostrzega barbarzyństwo, a jako koło zamachowe mody na powiększanie biustu wskazuje właśnie historię „Playboya”. Mogłaby się nawet zgodzić z Pamelą w krytycznym stosunku do pornografii, gdyby nie to, że właśnie ją obciąża za promowanie – jak to określa – pornoszyku. Jeffreys pisze o tym, że branża zaczęła być poważana właśnie dzięki tak drobnym gestom, jak instalacja kojarzonej ze striptizem rury do ćwiczeń w sypialni Pameli Anderson. W książce czytamy, że na zmianę społecznego stosunku do pornografii miała wpływ łagodna pod tym względem administracja Billa Clintona. Oraz że w ślad za Anderson piersi powiększały sobie chętnie kolejne bohaterki lat 90. – choćby popularne członkinie Spice Girls.

W zwolnionym tempie

Powrót do kultury lat 90. przywraca dziś także zainteresowanie 49-letnią Pamelą Anderson. Przez ostatnie lata pokazywała się głównie przy okazji działań filantropijnych. Zbierała pieniądze na poprawę losu zwierząt, ochronę oceanów, leczenie chorób wątroby czy pomoc dla Juliana Assange’a. Ale teraz duże firmy zwracają się do niej znów na fali sentymentu do epoki. Dla brytyjskiej odzieżowej marki Missguided zapozowała w tym roku w dawno niewidzianym kostiumie kąpielowym z serialu, który był fenomenem lat 90.

„Baywatch”, znany w Polsce jako „Słoneczny patrol” i kręcony przez całą dekadę, był kiczowatą i schematyczną opowieścią w odcinkach o grupie ratowników pracujących na plażach Kalifornii. W roli głównej występował David Hasselhoff. Pamela Anderson grała CJ Parker – jedną z ubranych w czerwony kostium dziewcząt z tytułowego patrolu. Pokazywane w długich sekwencjach w zwolnionym tempie, stały się główną atrakcją serialu, który wśród widzów funkcjonował pod innym tytułem „Babewatch” (jak „Oglądanie dziewczyn”). W Polsce grupa Big Cyc streściła główną ideę w nagranej pod koniec lat 90. piosence: „Słoneczny patrol/Tonąć dla nich warto/Pamela rozpustna/Wykona usta-usta”.

W maju przyszłego roku do kin wejdzie zupełnie nowa pełnometrażowa wersja „Słonecznego patrolu”. Pojawi się w niej oczywiście Anderson, ale rolę CJ Parker ma zagrać w filmie młodsza aktorka. Dziewczynie, która w kwestionariuszu playmate wpisała za pierwszym razem: „Być cudowną żoną i matką oraz zdobyć Oscara”, kariera filmowa najwyraźniej już powoli ucieka.

Ta dotychczasowa w każdym razie Oscara nie przyniosła. Za rolę w filmie „Żyleta” (1996 r.) Anderson dostała nawet Złotą Malinę – dla najgorszej nowej gwiazdy ekranu. Zagrała też w „Strasznym filmie 3” (2003 r.) oraz w komedii „Borat: Podpatrzone w Ameryce, aby Kazachstan rósł w siłę, a ludzie żyli dostatniej” (2006 r.). Tytułowy bohater zakochuje się tu w Pameli Anderson właśnie po obejrzeniu odcinka „Słonecznego patrolu” i postanawia odnaleźć gwiazdę w Kalifornii. Była wreszcie rola w filmie „Głupia i głupsza” (2007 r.) – tym razem jedna z dwóch głównych, jakkolwiek by to wyglądało w CV. Najnowszą jest niewielka, ale znacząca rólka w rosyjskiej komedii erotycznej „Co wyprawiają mężczyźni 2” Sarika Andreasyana (reżysera „Zaszczitników”, o których pisaliśmy w POLITYCE 23). Modelka pojawia się tu w finale jako prawdziwa Pamela, a jeden z trójki bohaterów klęka przed nią i wyznaje: „Dorastałem na twoich filmach, tak samo jak mój ojciec i ojciec mojego ojca”.

Otóż nie wszystkim do śmiechu, bo ta epoka się kończy. Zimą tego roku „Playboy” pożegnał się ze zdjęciami roznegliżowanych modelek. Towarzyszyła temu ostatnia sesja, na której bohaterkę wybrano rzecz jasna Pamelę Anderson. Ta najpierw zapytała o zdanie synów (17 i 19 lat), a potem stanęła przed obiektywem i udzieliła wywiadu. Opowiadała w nim, że odebrała ostatnio telefon od Wernera Herzoga, który mówił, że myśli o jakiejś roli dla niej. Koniec galaktyki gwiazd papierowego „Playboya” komentowała w prasie cierpko: „Trudno konkurować z internetem. Dziewczyna z sąsiedztwa już nie istnieje w tej wersji, pozbawiła się tajemnicy, sama robiąc sobie selfie pod bluzką”.

Te słowa wiele tłumaczą – konkurencję internetu, z tysiącami amatorów robiących sobie zdjęcia w wyzywających pozach, Pamela odebrała także osobiście. A jej wystąpienie na łamach „Wall Street Journal” tylko potwierdza pragnienie przejścia na drugą stronę barykady i dość radykalnej zmiany wizerunku. Choć gdyby zapytać o szanse na to wyszukiwarkę Google, pokazałaby, że łatwo nie będzie.

Polityka 39.2016 (3078) z dnia 20.09.2016; Ludzie i Style; s. 92
Oryginalny tytuł tekstu: "Pamelo, żegnaj!"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną