Stuprocentowy Polak
Ciężki los prawdziwego polskiego patrioty. Oto jeden dzień z jego życia
Nie powinniśmy mieć żadnych wątpliwości co do polskości polskości ani też w odniesieniu do żywotnej potrzeby zachowania tego dumnego dziedzictwa. Niestety, wokół nas jest coraz więcej podstępnych obcych elementów, które torują sobie drogę do jądra polskości. Nie są to przy tym hałaśliwe ataki, ale raczej codzienne, niewidoczne zmagania. Warto im się uważnie przyjrzeć w celu oszacowania rozmiarów zagrożenia.
Zupełnie nieoczekiwanie na przykład można spotkać zasłużonego i świadomego polskości patriotę, który nosi piżamę, strój wywodzący się z Indii Wschodnich, i leży w łóżku zbudowanym według wzoru, który ukształtowano w Persji albo Azji Mniejszej. Co więcej, bywa i tak, że ten sam zasłużony patriota od stóp do głów ubrany jest w niepolskie materiały: bawełnę, pierwotnie udomowioną w Indiach; len, udomowiony na Bliskim Wschodzie; wełnę uzyskiwaną od zwierząt z Azji Mniejszej; wreszcie jedwab, którego zastosowanie odkryli Chińczycy. Dodajmy dla porządku, że wszystkie te materiały zostały przekształcone w ubrania metodami wynalezionymi w południowo-wschodniej Azji. Gorszyć może ponadto fakt, że podczas zimnych nocy ten sam patriota sypia pod puchową kołdrą wymyśloną w Skandynawii.
Prawdziwy Polak budzi się
Chcąc wyrobić sobie ugruntowane zdanie o zasłużonym patriocie i jego stosunku do dziedzictwa polskości, prześledźmy pokrótce jego typowy dzień. Co robi po przebudzeniu? Najprawdopodobniej spogląda na zegar, wynalazek średniowiecznej Europy, po czym wstaje i idzie do łazienki. Podstępne obce elementy już tam na niego czyhają: szkło zostało wynalezione przez starożytnych Egipcjan, użycie glazurowanych płytek na podłodze i ścianach wymyślono na Bliskim Wschodzie, sztukę emaliowania metalu wypracowali zaś śródziemnomorscy rzemieślnicy w epoce brązu. Nawet zamontowana w jego prywatnej łazience kabina prysznicowa i toaleta są tylko nieznacznie zmodyfikowanymi kopiami rzymskich oryginałów.
Nie koniec na tym. W tej samej łazience polski patriota używa mydła wymyślonego przez starożytnych Galów. Potem myje zęby, używając szczoteczki najbardziej przypominającej wynalazek Chińczyków z XV w. oraz tubki wprowadzonej w końcu XIX w. przez pewien amerykański koncern. Następnie się goli, w dość masochistycznym rytuale stosowanym po raz pierwszy przez kapłanów starożytnego Egiptu i Sumeru. Praktyka ta jest na szczęście mniej dotkliwa niż przed wiekami, gdyż używa się maszynki do golenia. Ta dziś przybiera jednorazową formę, ale co do założenia – mocowano w niej żyletkę, wykonaną ze stali, czyli stopu żelazowo-węglowego odkrytego jednocześnie w Indiach i Turkiestanie.
Nie mam wątpliwości, że patriota skrapia się perfumami, wynalazkiem starożytnych Sumerów, którzy jako pierwsi zmieszali mirrę, olejki kwiatowe oraz tatarak. Na zakończenie pobytu w łazience patriota wyciera się pochodzącym z Turcji ręcznikiem.
Wracając po ablucjach do sypialni, nieświadoma ofiara obcych wpływów ściąga swoje rzeczy z krzesła, wymyślonego na Bliskim Wschodzie, i zaczyna się ubierać. Zakłada przylegające do ciała ubranie, którego kształt pochodzi od skórzanych strojów dawnych koczowników z azjatyckich stepów, i zapina je na guziki, których prototypy pojawiły się w Europie pod koniec epoki kamiennej. Potem zakłada na nogi sztywne ochraniacze wykonane ze skóry wygarbowanej w procesie wynalezionym w starożytnym Egipcie, a skrojonej według wzoru pochodzącego z antycznej Grecji i wykończonej na wysoki połysk, także według greckiego pomysłu. Na koniec nerwowo zawiązuje wokół szyi kawałek materiału w jasnym kolorze, który jest pozostałością szali zakładanych na ramiona przez XVII-wiecznych Chorwatów. Sprawdza swój wygląd w lustrze, będącym starym śródziemnomorskim wynalazkiem, po czym zaczyna śniadanie.
Prawdziwy Polak zasiada do śniadania
Przy posiłku na naszego stuprocentowego Polaka znowu oczekuje cały szereg obcych kulturowo rzeczy. Picie i jedzenie ustawiono przed nim przecież w porcelanowych naczyniach, których właściwa nazwa – china – precyzyjnie wskazuje na kraj pochodzenia. Łyżka i widelec patrioty są kopiami średniowiecznego wzornictwa włoskiego. Należy jednak w tym miejscu zauważyć, że widelec, przywieziony do dawnej Rzeczpospolitej przez dworzan Bony Sforzy na początku XVI w., pół stulecia później – wraz z Henrykiem Walezym – trafił do Francji. Walezjusz wywiózł go razem z futrzaną czapą, były to bowiem dwie rzeczy z Polski, jakich wcześniej nie znał i które postanowił w swoim kraju upowszechnić.
Wróćmy jednak do naszego bohatera. Zazwyczaj rozpoczyna on swój posiłek od orzeźwiającej kawy – etiopskiej rośliny odkrytej przez Arabów. Czasem chce dzięki temu zneutralizować poranny efekt uprzedniego nadużycia napojów poddanych fermentacji, czyli procesu wymyślonego na Bliskim Wschodzie, albo destylacji, wynalezionej przez alchemików średniowiecznej Europy. Aby arabska kawa zaczęła nań skutecznie działać, prawdopodobnie doda do niej cukru, odkrytego w Indiach; rozrzedzi ją ponadto śmietaną. Tu warto wspomnieć, że zarówno udomowienie bydła, jak i technika uzyskiwania mleka zostały stworzone w Azji Mniejszej.
Jeśli nasz patriota jest zwolennikiem tzw. zdrowej kuchni, jego kawie będzie towarzyszyć pomarańcza, udomowiona w rejonie Śródziemnomorza. Może jej ponadto towarzyszyć melon udomowiony w Persji albo grejpfrut udomowiony w Azji Mniejszej. Po tym wstępie, już nieco orzeźwiony, sięgnie po miskę płatków, uzyskanych z nasion udomowionych na Bliskim Wschodzie, a przygotowanych metodami także pochodzącymi stamtąd. Następnie sięgnie po jakiś rodzaj pieczywa, pochodzącego ze starożytnego Bliskiego Wschodu, do których może dodać masło, choć było ono pierwotnie bliskowschodnim kosmetykiem. Jako dodatek najprawdopodobniej zje jajko pochodzące od ptaka udomowionego przed wiekami w południowo-wschodniej Azji.
Żywieniowe dylematy prawdziwego Polaka
Ostrzegam przed popadaniem w tej sytuacji w nazbyt łatwą satyrę. Żywieniowe dylematy polskiego patrioty są wszak arcytrudne. Jak bowiem postąpić, gdy zapanuje – a tego nie można przecież wykluczyć – tendencja do proautentyczności kulturowej i zachowania jedynej autentycznie rodzimej tożsamości? Gdy rząd na nowo wyjaśni naszą historię i naświetli niewygodne fakty? Może się wtedy okazać, że wdrażanie programu ochrony polskości najłatwiej będzie zacząć od zakazu używania obcych elementów w codziennym jadłospisie.
A lista jest długa: pomidory (Peru), ziemniaki (Boliwia), kawa (Etiopia), herbata (Chiny), jogurt (Mezopotamia), kefir (Kaukaz), pieprz (Indie), cynamon (Chiny), chili (Meksyk)… Dalej, już z konsekwencji, powinno się także zabronić języka angielskiego, piłki nożnej, kolei i uniwersytetów. O demokracji (antyczna Hellada) i parlamencie (X-wieczna Islandia) nawet już nie wspominając…
Skończywszy pełne ryzykownych decyzji śniadanie, nasz patriota pozwala sobie na małą przyjemność – zasiada do palenia. Oddaje się w ten sposób zwyczajowi amerykańskich Indian, konsumując roślinę udomowioną w Brazylii. Zazwyczaj pali papierosa, wywodzącego się z Meksyku, rzadziej fajkę, zapożyczoną od Indian wirginijskich. Wyjątkowo, niesiony fantazją, sięga po cygaro, niestety, wynalezione na Antylach.
Po tym wszystkim nasz stuprocentowiec w pośpiechu zakłada na głowę specjalnie uformowany kawałek filcu, wynaleziony przez koczowników ze wschodniej Azji, a jeśli zanosi się na deszcz, naciąga buty z gumy, odkrytej przez starożytnych mieszkańców Meksyku, i bierze parasol wynaleziony w Indiach. Po drodze do pracy kupuje swoją ulubioną patriotyczną gazetę, płacąc za nią monetami wynalezionymi w starożytnej Lidii.
Czytając jej zawartość, oddaje się obcym wpływom już bez reszty: nowości dnia wydrukowano znakami wymyślonymi przez starożytnych Semitów, w procesie wynalezionym w Niemczech, na materiale wynalezionym w Chinach. Po przejrzeniu swojej ulubionej gazety, uczulającej na wierność rodzimej kulturze i rozprzestrzeniający się wirus obcych naleciałości, jako dobry konserwatywny obywatel serdecznie zwróci się do hebrajskiego Boga (słowo irańskie) za pośrednictwem polskiej (język indoeuropejski) modlitwy, dziękując za to, że jest stuprocentowym (grecki system dziesiętny) Polakiem patriotą. I jak co dzień zajmie się obroną polskości.
***
Powyższe rozważania zostały bezpośrednio zainspirowane tekstem amerykańskiego antropologa Ralpha Lintona „100% American”, zamieszczonym w „American Mercury” z 1937 r.