Urszula Schwarzenberg-Czerny
27 grudnia 2016
Chiński miliarder rusza na podbój Hollywood
Z Chin do kin
Azjatycki miliarder Wang Jianlin chce przejąć jedno z sześciu najważniejszych i najstarszych amerykańskich studiów filmowych. A Hollywood obawia się wpływu kulturowego Chin.
Hollywood najpierw musiało posłuchać cierpkich słów. Najbogatszy człowiek w Chinach, 62-letni były wojskowy, pod koniec roku ostro skrytykował amerykański przemysł filmowy za jego obsesyjny stosunek do sequeli i remake’ów. „Te sequele może kiedyś działały, ale chińska widownia stała się wyrafinowana. Jeżeli chcecie brać udział w rozroście naszego rynku filmowego, musicie zacząć opowiadać ciekawe historie” – mówił w Los Angeles podczas organizowanej przez siebie kolacji Wang Jianlin, najważniejszy potentat na rynku nieruchomości, a od kilku lat także właściciel największej liczby ekranów kinowych na świecie.
Hollywood najpierw musiało posłuchać cierpkich słów. Najbogatszy człowiek w Chinach, 62-letni były wojskowy, pod koniec roku ostro skrytykował amerykański przemysł filmowy za jego obsesyjny stosunek do sequeli i remake’ów. „Te sequele może kiedyś działały, ale chińska widownia stała się wyrafinowana. Jeżeli chcecie brać udział w rozroście naszego rynku filmowego, musicie zacząć opowiadać ciekawe historie” – mówił w Los Angeles podczas organizowanej przez siebie kolacji Wang Jianlin, najważniejszy potentat na rynku nieruchomości, a od kilku lat także właściciel największej liczby ekranów kinowych na świecie. W nadchodzącym roku dojdzie do próby uwiązania całego amerykańskiego przemysłu filmowego na prywatnej chińskiej smyczy. Wang prawdopodobnie nie zmieni strategii, nadal będzie oferował m.in. dofinansowywanie wysokobudżetowych projektów wszystkim sześciu najpotężniejszym i najstarszym amerykańskim wytwórniom filmowym. A z czasem chciałby nad którąś z nich przejąć kontrolę. Miliardy Wanga wzbudzają w Hollywood jednocześnie zainteresowanie i obawy. Jego bliskie związki z Komunistyczną Partią Chin (legitymację partyjną może mieć nawet od 1976 r.) powodują, że niektórzy Amerykanie straszą przed łączącą się z chińskim funduszem próbą wywarcia w ten sposób wpływów kulturowych. We wrześniu kilkunastu kongresmenów (pod kierunkiem Johna Culbersona z Teksasu) apelowało w liście do zastępcy prokuratora generalnego Johna Carlina, by rozważył zmiany prawne umożliwiające monitorowanie działań handlowych Wanga, bo mogą mieć „poważne skutki dla amerykańskich mediów”. Żołnierz maszeruje we śnie Wang do tej pory poruszał się w biznesie z dużą skutecznością, słynąc z siłowego podejścia do ekonomicznych celów i kierowania firmą jak pułkiem armii – zawsze oczekuje, by podejmowane przez niego decyzje były wykonywane natychmiast. Nadal ścina też włosy na jeżyka i trzyma plecy prosto jak wycior, w końcu był wcześniej bardzo długo pułkownikiem Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej. Kiedy miał 15 lat, w ramach ćwiczeń wojskowych przeszedł z naładowanym karabinem 1200 km przez śniegi chińsko-rosyjskiego pogranicza. Jemu i innym kadetom Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej marsz w ujemnych temperaturach zajął dwa miesiące. Wang lubi mówić o cięższych doświadczeniach ze służby wojskowej – są bardzo ważne dla jego samoświadomości. Są także podstawową składową dziesiątek hagiografii („Nic nie jest nieosiągalne” czy „Sposób Wanga na pieniądze”), którymi wyładowane są chińskie księgarnie. Pokazują one przemianę prostego żołnierza w bogatego człowieka. „Raz musieliśmy maszerować trzy dni i trzy noce bez przerwy. Większość ludzi szła i spała” – w wywiadzie dla „The Hollywood Reporter” Wang tłumaczył, że szli w rzędach i trzymali się plecaka żołnierza przed sobą. Tylko dowódca miał cały czas otwarte oczy. „Widziałem, jak jeden ze śpiących żołnierzy puścił plecak przed sobą i spadł z urwiska. Chciałem krzyknąć, ale nie miałem na to siły. To był bardzo trudny czas”. Wang urodził się dokładnie pięć lat po przejęciu władzy przez Mao Zedonga, w październiku 1954 r. Był najstarszym z pięciu synów w rodzinie wojskowych. Matka i ojciec byli bohaterami walk Długiego Marszu, formacyjnego doświadczenia chińskich komunistów. Ojciec po służbie w Nowej Czwartej Armii, jednej z dwóch komunistycznych sił wyzwalających Chiny spod okupacji japońskiej, został najpierw wyższym urzędnikiem w prowincji Syczuan, a po serii awansów wiceprzewodniczącym tybetańskiego rządu. Pociągnął wtedy za sznurki, by umożliwić służbę wojskową 15-latkowi (krótki czas nauki był doświadczeniem wspólnym dla większości Chińczyków z jego generacji, efekt rewolucji kulturalnej, zatrzymania przez Mao w 1966 r. całego systemu edukacji). Dzieci, które trafiały do wojska, miały więcej szczęścia – oprócz wyższej racji ryżu dawało ono szansę na karierę, nie tak jak alternatywa – komuny ludowe, czyli państwowy system organizacji produkcji rolnej. Wang zaczynał jako strażnik graniczny, z czasem awansował na dowódcę pułku. Chciał zostać generałem, ale po 17 latach służby w Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej w wieku 32 lat przeniesiono go do cywila. Tak jak milion innych żołnierzy, bo kraj wychodził wtedy z wojennego nastawienia i od właścicieli legitymacji Komunistycznej Partii Chin wymagano już czego innego. Po śmierci Mao, gdy odradzała się ekonomia, raczej drapano za uchem tego młodego azjatyckiego tygrysa. Właściwie cała ścieżka kariery Wanga w swoim bezwładzie i w nabieranej prędkości odzwierciedla i przebija się przez zasady narzucane przez te kilkadziesiąt lat chińskiej transformacji. Wanda wychodzi z długów Zwolniony do cywila Wang dostał zajęcie w służbach administracyjnych, w mieście portowym Dalian na północno-wschodnim wybrzeżu. Przepracował tam tylko dwa lata, życie urzędnika państwowego też nie było dla niego. W 1988 r., kiedy miał już 34 lata i gdy urodził mu się jedyny syn, pojawiła się – jak mówił w wywiadzie dla „Bloomberga” – myśl „czysta jak kryształ”, że powinien zająć się biznesem. Przyjął wtedy pracę dyrektora generalnego w należącej do państwa zadłużonej spółce zajmującej się nieruchomościami. Nikt przed nim nie chciał się podjąć wyciągnięcia firmy na prostą, ale Wang, który wdrażał wojskowy dryl i korzystał ze swoich kontaktów w armii, w krótkim czasie zabrał się do oddłużania. W Chinach kontakty z władzą zawsze były bardzo ważne dla realizacji przedsięwzięć biznesowych, od wieków opierających się na tradycyjnej siatce bliskich relacji, określanej terminem guanxi. Wang swoimi działaniami biznesowymi się nie wyróżnił: zaciągnął pożyczki żyrowane przez ważnych chińskich generałów i przekonał władze Dalian, by sprzedały mu bagienne nieużytki. Za postawione tam budynki spłacił długi, ba, zarobił jeszcze pierwsze 10 mln juanów. Na początku lat 90. jego firma – po głosowaniu czytelników lokalnej gazety – przyjęła nazwę Dalian Wanda (co znaczy „wszystko zostanie osiągnięte”). Kiedy Chiny wdrażały eksperymentalne zmiany prorynkowe, była jedną z pierwszych, która zaczęła sprzedawać swoje udziały. Prywatyzacja postępowała, a Wang zapewnił sobie w ten sposób dominację w firmie. Dziś Dalian Wanda pod jego przewodnictwem jest jednym z ważniejszych pracodawców w Chinach, zatrudnia 130 tys. ludzi. Firma wybudowała w kraju 88 centrów handlowych, 55 pięciogwiazdkowych hoteli, 84 centra karaoke i 1247 sal kinowych (stan z połowy 2014 r.) – miejsc skierowanych do chińskiej klasy średniej. Cały majątek Wang Jianlin szacuje się na 31,3 mld dol., choć ze względu na bliskie powiązania i inwestycje finansowe polityków w jego przedsięwzięcia trudno ocenić, na ile jest to wynik zależny od dużego talentu i pracowitości największego magnata rynku nieruchomości na świecie. Jego wpływy są na pewno większe niż biznesowe osiągnięcia niechętnego nowym chińskim inwestycjom amerykańskiego prezydenta elekta Donalda Trumpa, wcześniej inwestującego w niespecjalnie udane projekty nieruchomości i przymierzającego się do budowy sieci hoteli w Chinach. Wang nie uważa, by obecna sytuacja geopolityczna miała wpływ na osiągnięcie przez niego celów biznesowych w Stanach Zjednoczonych. Ale jego autorytarne decyzje podejmowane w prywatnej firmie na pewno często odzwierciedlają oficjalną politykę Pekinu. Właściwie dopiero od momentu wydania przez partię pod koniec 2011 r. dyrektyw, by promować chińską kulturę i zmieniać duże firmy w globalne marki, Wang zaczął poważnie interesować się amerykańskim przemysłem filmowym. Nicole Kidman ma fana Szybko stał się pierwszym poważnie traktowanym w Hollywood inwestorem z Chin, bo do tej pory w Los Angeles panowała opinia, że o wsparciu finansowym produkcji ze strony tego kraju tylko się mówi, pieniądze nigdy nie podróżowały przez Pacyfik. Zainteresowanie to – co więcej – wynika raczej ze strategicznych, biznesowych kalkulacji niż z osobistej fascynacji mechanizmami przemysłu filmowego. Pytany przez „The Hollywood Reporter”, co lubi w Los Angeles, Wang odpowiada dość ogólnie, że szanuje Stany Zjednoczone za wytworzoną kulturę i wdrażaną innowacyjność. Pytany o aktorów, wymienia Jennifer Lawrence i Leonardo DiCaprio – nie da się chyba obecnie udzielić bard
Pełną treść tego i wszystkich innych artykułów z POLITYKI oraz wydań specjalnych otrzymasz wykupując dostęp do Polityki Cyfrowej.