Internet rzeczy niebezpiecznych
Hakerskie ataki na inteligentne domy
Woda pod prysznicem nagle zmienia ustawioną elektronicznie stałą temperaturę, więc dziewczyna wyskakuje z kabiny. Mokra idzie po tablet, żeby skontrolować, co się dzieje. Tymczasem temperatura powietrza spada do zera. Zaczyna wyć alarm, a na jego pisk nakłada się fragment „Wesela Figara” powtarzany szaleńczo przez głośny system audio. Dziewczyna jest bezradna wobec drogiego i nowoczesnego systemu swojego inteligentnego domu, na który zarobiła pracą dla bezwzględnej wielkiej korporacji. A za to właśnie w ten sposób sprawiedliwość wymierzył jej – przez internet – haker.
To malownicze wrogie przejęcie kontroli nad całym domem to na razie tylko element scenariusza popularnego serialu „Mr. Robot”. Ale nie taki znowu nierealny. Zautomatyzowany dom przestaje być fikcją – w najprostszej formie potrzeba tylko smartfona i kilku urządzeń podłączonych do sieci. A rozwijający się internet rzeczy oprócz ułatwień zaczyna nieść ze sobą spore zagrożenia.
W ostatnim kwartale swoją siłę pokazał Mirai (po japońsku: przyszłość), narzędzie hakerskie wykorzystujące armię zainfekowanych sprzętów. Wśród nich są przede wszystkim routery, urządzenia DVR, kamery internetowe, ale i mniej oczywiste przedmioty łączące się z siecią: termostaty, inteligentne żarówki czy monitory oddechu śpiących dzieci. Dziesiątki milionów tego typu urządzeń zostało przez Mirai połączone w tak zwany botnet – bez świadomego udziału właścicieli użyto ich do zmasowanych ataków m.in. na strony zajmujące się bezpieczeństwem surfowania i kluczowe elementy infrastruktury sieci. W efekcie tymczasowo niedostępne stały się korzystające z nich wielkie serwisy Twitter, Spotify, Netflix, Airbnb czy Paypal.
To, co się stało, w zabawny sposób komentowali później na Twitterze ludzie pracujący przy związanych z technologią serialach „Mr.