„Prababcia mojej córki codziennie modli się do figury świętego Antoniego, ale po bliższym przyjrzeniu się...” – napisała Gabriela Brandão na Facebooku.
To ona odkryła, że w figurze coś się nie zgadza. Kobieta swoje przeczucie potwierdziła w internecie, gdzie odszukała dokładnie tę samą figurę, z tym że była ona podpisana nie jako święty Antoni, ale jako Elrond, czyli elf z „Władcy Pierścieni”.
Elrond w powieści Tolkiena był panem elfów, władcą Rivendell. „Miał rysy twarzy szlachetne i piękne jak władca elfów, był silny jak wojownik, mądry jak czarodziej, dostojny jak król krasnoludów, a łagodny jak pogoda latem” – tak opisywał postać sam autor. Książkę przeniesiono na duży ekran, postać ta, grana przez Hugo Weavinga, ma długie włosy, szpiczaste uszy i nosi długie szaty.
Święty Antoni czy święty elf?
Święty Antoni – pochodzący z Padwy franciszkanin – jest patronem m.in. osób i rzeczy zagubionych, a także podróżnych, ubogich i dzieci. Często na obrazach czy rzeźbach przedstawia się go jako postać trzymającą na rękach maleńkiego Jezusa.
„Najśmieszniejsze odkrycie 2016 roku” – napisała tuż przed Sylwestrem na Facebooku. Post polubiło i podało dalej ponad 3 tys. użytkowników, a o sprawie napisało wiele światowych mediów z BBC włącznie.
Nie wiemy, skąd babcia Gabrieli miała figurę Elronda, podobne można kupić za kilka dolarów w sklepach internetowych.
Według relacji Gabrieli babcia modli się już do właściwej figury, a Gabriela uważa, że to najśmieszniejsze, co jej się w życiu przytrafiło. Niestety nie wiemy, czy historia tak samo rozbawiła jej babcię. Bo jeśli święty Antoni nie był świętym Antonim, to czy modlitwy, które przez lata do niego kierowała, docierały do właściwego adresata?