Połowa marca, konferencję prasową urządzają przeciwnicy obecnych tenisowych władz. Przemawia Mirosław Skrzypczyński, szef Lubuskiego Związku Tenisowego oraz kandydat na prezesa federacji w wyborach zaplanowanych na drugą połowę maja. Alarmuje o szerzącym się w PZT nepotyzmie, nieprawidłowościach, braku kontroli nad spółką Tenis Polski powołaną do pozyskiwania sponsorów oraz o niegospodarności, w wyniku której kasa federacji świeci pustkami. Mikrofon przejmuje Adam Romer, dziennikarz tenisowy i wydawca magazynu „TENISklub”. Zwraca uwagę na obciętą przez ministra sportu dotację w 2016 r. oraz nierozliczenie tej za 2015 r.
Opozycję wspiera Robert Radwański, ojciec Agnieszki i Urszuli. Do tej pory raczej stronił od angażowania się w przepychanki między działaczami, ale teraz, jak mówi, musiał zająć stanowisko, bo w PZT dzieje się źle. Jego recepta: na początek wystarczy nie kraść.
Mirosław Skrzypczyński uaktywnił się medialnie już wcześniej. Drwi, że w kasie związku jest tyle pieniędzy, ile ma na koncie jego ośmioletni syn. Wtóruje mu Jerzy Janowicz senior, który grzmi, że niedawno w PZT były 3 mln zł, a teraz nie ma nawet na wypłaty. PZT wzywa Skrzypczyńskiego do zaprzestania rozpowszechniania fałszywych informacji o malwersacjach, nepotyzmie, marnotrawieniu środków i tragicznej sytuacji finansowej federacji. Witold Pasek, rzecznik PZT: – Pan Skrzypczyński odmówił. Zostanie przez PZT pozwany. A jeśli chodzi o stan kasy, to na dziś mamy w niej około pół miliona złotych.
Tenis podzielony
W Polskim Związku Tenisowym od dwóch i pół roku rządzi Jacek Muzolf, działacz z Poznania z wieloletnim stażem na różnych stanowiskach. Wygrał wybory, po tym jak z funkcji prezesa zrezygnował biznesmen Krzysztof Suski. Dzisiejszy spór zaczął się właśnie podczas wyłaniania kandydata na następcę Suskiego.