Krzywda Bayernu jest ewidentna. Błędy, tuż po meczu, niektórzy piłkarze mistrza Niemiec (w tym Robert Lewandowski), wyliczali jednych tchem.
Oto one: dwie bramki dla Realu ze spalonego, czerwona kartka dla Arturo Vidala (z Bayernu) za faul, którego nie było. Brak drugiej żółtej kartki dla Casemiro (z Realu) za bezpardonowy atak. Niesłuszny spalony, zagwizdany, gdy Lewandowski wybiegał sam na sam z bramkarzem. A Bayern straty z Monachium odrobił, był w tym meczu lepszy od Realu, doprowadził do dogrywki, w której mimo gry w osłabieniu wciąż był groźny. Dopóki gol na 2:2, strzelony przez Ronaldo będącego na metrowym spalonym, nie podciął piłkarzom z Monachium skrzydeł.
Czy mecz Real – Bayern mógł być ustawiony?
Sędziowskie pomyłki rozpalają wyobraźnię i uruchamiają podejrzenia, że nie dzieją się bez przyczyny. Bo stawką są tak niebotyczne pieniądze, że trzeba zabezpieczyć się na wszystkich frontach. Zwłaszcza gdyby na boisku nie szło (a Realowi wczoraj nie szło). Zdrowy rozsądek jednak podpowiada, że tak dobry sędzia jak Viktor Kassai raczej nie zaryzykowałby swojej reputacji, zgadzając się na udział w szwindlu. Raczej świadomość jednej, brzemiennej w skutki pomyłki (kartki dla Vidala) wywołała zrozumiałą nerwowość, pociągając lawinę błędów.
Dziś Bayern, wcześniej Paris Saint Germain, który, jak głosi teoria spisku, padł ofiarą tego, że Liga Mistrzów bez Barcelony traci swój powab. Liga polska, Liga Mistrzów, mistrzostwa świata. Historia krzywd spowodowanych sędziowskimi pomyłkami jest długa i wygląda na to, że lista poszkodowanych będzie rosła. Bo rewolucja, polegająca na umożliwieniu sędziemu korzystania z powtórek wideo (system VAR – Video Assistance Referee), niby jest już u bram, ale wciąż niewiele z tego wynika.