Nowe sportowe życie Damiana Janikowskiego miało swoją pierwszą kulminację pod koniec maja na gali Konfrontacji Sztuk Walki na Stadionie Narodowym. Kulminację krótką. Już w pierwszej minucie walki załatwił rywala w ulicznym stylu: kolanem w głowę, a leżącego okładał pięściami, aż sędzia przerwał pojedynek.
Mariusz Kruczyc, kierownik sekcji zapaśniczej Śląska Wrocław: – Ludzie z mieszanych sztuk walk rozmiękczali go już od kilku lat. Miał dylemat: z jednej strony była mała stabilizacja dzięki wojskowemu etatowi oraz przynależność do światowej czołówki. Z drugiej: perspektywa dużych pieniędzy za walki w klatce oraz pewna niewiadoma, czy się w tej konwencji odnajdzie.
Damian Janikowski uważa, że w MMA czeka go wielka kariera. Potrafi mocno kopnąć, uderzyć, a zapaśnicza przeszłość jest jego atutem. Mariusz Kruczyc: – Okładanie pięściami leżącego budzi we mnie niesmak. Ale zapełnienie Stadionu Narodowego robi wrażenie. Wydaje mi się, że na razie ludzie przychodzą na nakoksowanych pseudocelebrytów. Ale to się przeje. Publiczność będzie chciała oglądać prawdziwych sportowców. Damian to dla KSW inwestycja.
Mata, siła, mata, siła – to przez kilkanaście lat jest mantra Janikowskiego. Polskie zapasy wyznają kult ciężkiej pracy: droga do medali wiedzie przez harówkę na treningach. – Na zawodach bez przerwy słyszeliśmy od rywali: Polacy, co jest z wami – tak ciężko trenujecie, a gdy przychodzi do walki o medale, to was nie ma? – mówi.
Na zawodach Polacy często czują się zajechani. Są zmęczeni przymusowym zbijaniem wagi tuż przed startem, aby zmieścić się w limicie. Nie mogą trafić z formą. Są poirytowani, że harówka nie przynosi efektów. Ale na obozach, zgrupowaniach nikt nie myśli, żeby się wychylić, przeciwstawić trenerom.