Barierkowicze. Jak to zrobić, żeby załapać się na koncercie na pierwszy rząd
Z pierwszego rzędu wcale nie widać najlepiej. Przeciwnie – na koncercie stadionowym to jedno z gorszych miejsc na płycie. Scena znajduje się na wysokości ponad dwóch metrów od ziemi, więc sporego fragmentu tego, co się na niej dzieje, zwłaszcza w tyle, po prostu nie widzisz. Przy okazji masz gwarantowane, że od ciągłego zadzierania głowy do góry rozboli cię kark, a metalowe barierki porządnie „wymasują” ci żebra.
Zatem lans, idealny temat na wrzucone na fejsa selfie? A może nadzieja na to, że przybiję piątkę z wokalistą? Nic z tych rzeczy. Dla szpanerskiego zdjęcia nie czekałbym w piątek, 21 lipca, kilkunastu godzin pod PGE Narodowym, a Dave Gahan z Depeche Mode bardzo rzadko przybija piątki z publicznością.
Chodzi o komfort czekania i oglądania koncertu. Gdy z tyłu napiera na ciebie kilkanaście tysięcy ludzi, możesz się zaprzeć o barierki i złapać powietrze, którego nie ogrzały spocone ciała stojących przed tobą fanów. Nie wyrośnie ci też przed nosem żaden wymachujący rękoma dryblas.
Są jeszcze emocje towarzyszące walce o barierki, która ma w sobie coś ze sportu ekstremalnego. Gdy raz tego spróbujesz, ciężko przestać.
Dziewięć miesięcy wcześniej
Walka o pierwszy rząd zaczyna się od bitwy o bilety. Pod płaszczykiem „gratki dla prawdziwych fanów” organizatorzy koncertów od kilku lat sprzedają miejsca w specjalnie wydzielonej strefie pod sceną – „Golden Circle”. Kasują za to kilkadziesiąt złotych ekstra od biletu. Kolejne kilkadziesiąt złotych kosztuje dopisek „Early Entrance” (EE). Posiadacze tych wejściówek wchodzą trochę wcześniej niż reszta. Jeśli chcesz stać w pierwszym rzędzie, nie masz wyjścia – dopłacasz.
Nigdy nie wiadomo, jak duża jest pula biletów EE.