Paulina Wilk
17 października 2017
Afera Weinsteina. Jak się zaczęła i o co w niej chodzi?
Seks, kłamstwa i taśmy prawdy
Harvey Weinstein mawiał, że jest tylko jeden sposób na filmowy przebój: trzeba napisać mocny scenariusz. Teraz sam jest bohaterem najgłośniejszej historii w Hollywood.
Pierwsza scena mogłaby wyglądać tak. Luksusowy hotel, na przykład Palisades Beverly Hills albo londyński Savoy. Z windy w lobby wysiada młoda kobieta. Jest roztrzęsiona, idzie szybko w kierunku wyjścia. Tam dołącza do niej inna kobieta, niewiele starsza. Obejmuje ją opiekuńczym gestem i nakłania, by wsiadła do samochodu. Ta druga czekała, najwyraźniej wie, co się stało. Wie też, jak ugasić pożar. Samochód odjeżdża.
Scena druga: elegancka, przestronna łazienka w hotelowym apartamencie.
Pierwsza scena mogłaby wyglądać tak. Luksusowy hotel, na przykład Palisades Beverly Hills albo londyński Savoy. Z windy w lobby wysiada młoda kobieta. Jest roztrzęsiona, idzie szybko w kierunku wyjścia. Tam dołącza do niej inna kobieta, niewiele starsza. Obejmuje ją opiekuńczym gestem i nakłania, by wsiadła do samochodu. Ta druga czekała, najwyraźniej wie, co się stało. Wie też, jak ugasić pożar. Samochód odjeżdża. Scena druga: elegancka, przestronna łazienka w hotelowym apartamencie. Krępy, otyły mężczyzna z krótką brodą leży w wannie. Jest trzy, cztery dekady starszy od tamtej kobiety z windy. Odchyla głowę i zamyka oczy. Twarz ma spokojną, odprężoną. Ja – 0, Weinstein – 10 Istniało wiele wersji tej sekwencji: zmieniały się hotele, a on nie zawsze kończył w wannie. Czasem zapraszał do sypialni na masaż albo zjawiał się nagi w salonie. To zresztą nie musiał być hotel – były też apartamenty, garderoby, zaplecza restauracji, boczne pokoje na przyjęciach. Czasem próbował je całować, czasem łapał za biust, kiedy indziej domagał się pieszczot albo się przed nimi onanizował. Prosił, przymuszał, nieraz wprost się na nie rzucał. Niektóre – jak teraz mówią – gwałcił. Miał swój ulubiony typ – młode, lekko po dwudziestce, początkujące. Aspirujące aktorki, modelki u progu kariery, asystentki z jego biur. Jedna napisała teraz: „Stosunek sił w tej sytuacji: ja – 0, Harvey Weinstein – 10”. One miały tylko ambicje i marzenia, on wszystko: ogromne studia filmowe i jedną z najpotężniejszych firm produkcyjnych w Hollywood, wydłużającą się listę nagród dla filmów, które finansował i skutecznie promował: łącznie 81 Oscarów, w tym sześć najważniejszych, dla najlepszego filmu. Nazwisko Weinstein oznaczało dobre scenariusze, głośne role, kampanie promocyjne, okładki magazynów, nominacje i statuetki, kontrakty reklamowe. Miał też w kieszeni media. I polityków. Od lat był członkiem Partii Demokratycznej, wspierał swym autorytetem i zdolnością organizowania funduszy zarówno kampanię w 2008 r., gdy o prezydenturę starał się Barack Obama, jak i przed rokiem, gdy o fotel prezydencki walczyła jego przyjaciółka Hillary Clinton. Wydał przyjęcie w swym nowojorskim apartamencie, w jeden wieczór zyskał dla niej blisko 1,5 mln dol. Wszyscy, aż po same szczyty, coś mu zawdzięczali. W blisko 1400 przeanalizowanych mowach dziękczynnych na galach wręczenia Oscarów dziękowano mu częściej niż Bogu. Scena trzecia: miks ujęć z przemów oscarowych oraz wystąpień na innych uroczystościach. Nazwisko Harvey Weinstein pada z ust roześmianych, szczęśliwych i wdzięcznych gwiazd kina. Jedną z nich jest Meryl Streep – najważniejsza aktorka naszych czasów nazywa go „bogiem”. Jako ostatnia w serii pojawia się wypowiedź Setha MacFarlana z gali wręczenia Oscarów w 2013 r. Aktor przedstawia pięć koleżanek nominowanych za rolę pierwszoplanową i, zwracając się do nich, żartuje: „Teraz już żadna z was nie musi udawać, że pociąga ją Harvey Weinstein”. Zgromadzeni na sali wybuchają śmiechem, najwyraźniej znają drugie dno tego żartu. 5 października 2017 r. „New York Times” opublikował obszerny artykuł, w którym zacytował trzy aktorki oskarżające o gwałt Harveya Weinsteina, 65-letniego producenta, współwłaściciela The Weinstein Company oraz współtwórcę studia Miramax. Człowieka, który wspólnie z bratem dał światu m.in. „Seks, kłamstwa i kasety wideo”, „Buntownika z wyboru”, „Pulp Fiction” (i inne filmy Tarantino), „Zakochanego Szekspira” (z brawurowym 8-minutowym epizodem Judi Dench, który zapewnił niemłodej aktorce drugie filmowe życie), „Fortepian” (wyreżyserowany przez kobietę) czy „Gangi Nowego Jorku”. Bez braci Weinstein Hollywood byłoby inne – pozbawione wielkich sukcesów małych, niskobudżetowych filmów, sprawnie wywindowanych do sławy i fortuny. Wszyscy trzymali kciuki za tych młodych, odważnych producentów, którzy – wyglądało na to – pomogli obalić stary system wszechmocnych studiów. Dziś wydaje się raczej, że w ich miejsce wystawili własne imperium, które dorównuje tamtym zdominowanym przez mężczyzn machinom produkcyjnym co najmniej w jednym: paskudnym traktowaniu kobiet. Już wcześniej dziennikarze „NYT” i innych tytułów próbowali opisać napaści Weinsteina, który słynął z wulkanicznej osobowości, ataków złości i impulsywnych zachowań. Nie udało się jednak nikogo skłonić, aby dał zeznania „na taśmie” i zgodził się na publikację. Weinstein umiał interweniować. Groził gazetom. W 2004 r. odwiedził redakcję „NYT” i zatrzymał powstający wówczas artykuł. Teraz też wiedział z wyprzedzeniem, co się ukaże. Plotki buzowały od roku, potwierdziła to w wywiadzie dla BBC m.in. Jane Fonda. Dziennik opisał trzy konkretne oskarżenia dotyczące gwałtu, ale także cały system przemocy seksualnej, zorganizowany według charakterystycznego schematu i utrzymywany od ponad 30 lat przez krąg wtajemniczonych. Młode kobiety zapraszane były na spotkanie natury zawodowej z potężnym filmowcem. Spodziewały się rozmowy o swej przyszłości na ekranie. Do pokojów były odprowadzane przez asystentów, którzy nagle się ulatniali. Zostawały z Weinsteinem sam na sam, a on – jak opisywały – potrafił nagle zmienić ton, zażądać czegoś, zagrozić, zmanipulować i wywrzeć wrażenie, że to one „mają jakiś problem”. Świadków nie było. Próbowałem z tobą czegoś? Fonda powiedziała, że rozumie milczenie ofiar i strach przed tym, że Weinstein złamie im karierę. Emma Thompson dodała: „Nie wiem, czy jest uzależniony od seksu. Jest drapieżnikiem. I nie jest sam, stoi na czubku góry lodowej”. Stał się uosobieniem brzydkiego, ale starego jak samo Hollywood sekretu, bohaterem opowieści tak dobrze znanej, powtarzanej w plotkach i podszeptach, że aż banalnej. Producent serialu „Dziewczyny” z HBO uważa, że to punkt zwrotny, w którym Hollywood zmieni swój stosunek do kobiet, traktowanych dotąd jak pacynki, hamowanych przed reżyserowaniem i produkowaniem niezależnych filmów. Także inni przedstawiciele branży – reżyserzy, aktorki – mówią, że Weinstein upada, bo rodzi się nowa, feministyczna kultura. Ale nie brak sceptyków, którzy powtarzają złotą maksymę branży filmowej: „Przemysł kocha tylko pieniądze” i wybacza tym, którzy je mają. Po spotkaniu z Weinsteinem młode kobiety były albo natychmiast uspokajane przez asystentów, albo wkrótce kontaktowali się z nimi prawnicy. Producent przez lata zawierał ugody z poszkodowanymi. Jego prawnicy oferowali od kilkudziesięciu do 100 tys. dol. w zamian za milczenie. W porównaniu z wielomilionowymi odszkodowaniami ofiar molestowania w amerykańskiej telewizji Fox tanio okupował swoje przewiny. Teraz wiemy już, że pierwsze napaści miały miejsce co najmniej w latach 80. Policja w Londynie otrzymała zgłoszenie od jednej z pracownic Weinsteina i rozpoczęła dochodzenie. Pracuje także policja nowojorska, choć formalnie w USA nie wniesiono oskarżenia. Natychmiast po publikacji ruszyła jednak lawina: kolejne kobiety, w tym aktorki tak znane, jak Gwyneth Paltrow i Patricia Arquette, upubliczniły własne oskarżenia. Dołączają do nich asystentki, modelk
Pełną treść tego i wszystkich innych artykułów z POLITYKI oraz wydań specjalnych otrzymasz wykupując dostęp do Polityki Cyfrowej.