Chcieliśmy mistrzostw świata, to je mamy. Każdy rywal reprezentuje inny kontynent, geograficzne oddalenie od Polski przekłada się bezpośrednio na naszą znajomość rywala. Bilans spotkań mamy z nimi prawie żaden, jeżeli już od wielkiego dzwonu graliśmy, to tylko towarzysko. Nie ma więc żadnego punktu odniesienia, możliwości porównania. Przyzwyczajonym do patrzenia na futbol przez pryzmat europocentryzmu może się wydawać, że grupa jest co najwyżej przeciętna, ale to tylko złudzenie.
Senegal wygrał bez problemu swoją grupę eliminacyjną, Kolumbia ma kilka gwiazd znanych nawet niedzielnym kibicom (Rodriguez, Falcao, Cuadrado), a niemal pewny awans na mundial skomplikowała sobie pod koniec eliminacji. Japonia, po słabym początku kwalifikacji, podkręciła tempo i awansowała łatwo. Kolumbia może być niewygodna, bo jak przystało na zespół południowoamerykański, gra technicznie, jej piłkarze lubią mieć piłkę przy nodze, co przeciwnika wpędza w irytację.
Senegal to też nie przelewki – fizycznie może nas stłamsić, a nadzieje na taktyczną wolnoamerykankę uprawianą przez zespoły z Afryki już od dawna można włożyć między bajki, skoro większość tamtejszych piłkarzy gra w Europie (Senegal to oczywiście szkoła francuska). Japonia to chyba największa zagadka – przechodzi transformację, trener Vasid Halilhodzić nie boi się odsuwać od zespołu gwiazdy, robiąc miejsce dla młodych.
Polska w fazie pucharowej?
O szansach awansu do fazy pucharowej nic dziś nie sposób powiedzieć. Zbyt wiele może zdarzyć się do pierwszego meczu mundialu, zwłaszcza jeśli chodzi o personalne pole manewru każdego z selekcjonerów, by cokolwiek przewidzieć.