Nie chcą się ujawniać. Ani tym bardziej wypowiadać, nawet anonimowo. Proszą o nienagabywanie, uszanowanie prywatności. Na początku mówiło się o czterech, teraz wiadomo, że jest ich więcej. Czekają na wyniki śledztwa prowadzonego w Prokuraturze Regionalnej w Warszawie. Wynajęły adwokatów. Zeznawały już w charakterze świadków, otrzymały status pokrzywdzonych.
Śledztwo badające – według oficjalnego komunikatu – wątek przestępstw przeciwko „szeroko rozumianej wolności seksualnej i obyczajności” jest na początkowym etapie. Trwają przesłuchania. Toczy się na razie „w sprawie”, a nie „przeciwko”. Śledztwo jest szerokie, bo skandali w Polskim Związku Kolarskim kwalifikujących się do zbadania przez prokuraturę jest więcej: niegospodarność, działanie na szkodę kolarskiej federacji, podejrzenia malwersacji finansowych.
Ofiary Nadtrenera
Niektóre z ofiar zrezygnowały z kariery jeszcze przed wybuchem afery. Był nawet przypadek M., odejścia nagłego i niespodziewanego. Wtedy tłumaczono je wypaleniem i pewną bezradnością wobec naporu krajowej konkurencji. Teraz okazuje się, że powód mógł być inny, bo M. też przewija się jako ofiara Nadtrenera. Jeszcze inne wciąż są czynne sportowo, biorą udział w wyścigach, zamieszczają na portalach społecznościowych najnowsze relacje z zawodów. Nadtrener na razie wycofał się z życia sportowego, ale bardzo udziela się w mediach społecznościowych. Przede wszystkim kolportuje wyniki uzyskiwane przez Polaków na międzynarodowych zawodach, komentuje ich postawę. Zamieszcza po kilkanaście wpisów dziennie. W nielicznych oficjalnych wypowiedziach, nie ujawniając personaliów (chociaż w środowisku sportowym wszyscy wiedzą, o kogo chodzi; bezpośrednie aluzje co do tożsamości pojawiają się też w internetowych komentarzach), zapewnia o tym, że padł ofiarą spisku.