Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Ludzie i style

Podchody

Podchody. Tak się w Polsce poluje na młodych piłkarzy

Młodzi piłkarze Legii Warszawa po zdobyciu mistrzostwa Centralnej Ligi Juniorów, czerwiec 2016 r. Młodzi piłkarze Legii Warszawa po zdobyciu mistrzostwa Centralnej Ligi Juniorów, czerwiec 2016 r. Cezary Aszkiełowicz / Agencja Gazeta
Koniec sezonu wzmaga ruch na piłkarskim targu. Zainteresowanie budzą coraz młodsi zawodnicy, a na cel najpierw brani są rodzice.
Wielu nie radzi sobie z przejściem od piłki juniorskiej, gdzie wciąż obowiązuje taryfa ulgowa, do dorosłego futbolu, w którym nie ma przebacz i rządzą prawa dżungli.Bigandt/Smarterpix/PantherMedia Wielu nie radzi sobie z przejściem od piłki juniorskiej, gdzie wciąż obowiązuje taryfa ulgowa, do dorosłego futbolu, w którym nie ma przebacz i rządzą prawa dżungli.

Dobrą przynętą są korki. Najlepiej ostatni model, ten sam, w którym grają idole z telewizora. Opatrzony przymiotnikami zaczynającymi się na hiper, super oraz ultra. Wiadomo, że taki sprzęt to właściwie sam gra. Hiperkorki mogą kosztować nawet tysiąc złotych. Pogra się w nich co najwyżej pół roku i trzeba szukać nowych. Zamiast na nie ciułać, można je dostać od menedżera. Plus obietnicę kontraktu z dostawcą sprzętu. Ale najpierw trzeba podpisać umowę.

Testy to też skuteczny wabik. Od razu w zagranicznym klubie. Liga włoska, niemiecka, francuska – do wyboru, do koloru. Przepustka do wielkiego piłkarskiego świata. Testy ekskluzywne, nie dla każdego, ale od czego są kontakty i dojścia, które menedżer w pocie czoła wyrabiał latami. Testy będą, w swoim czasie. Menedżer załatwi. Ale najpierw umowa.

Droga na skróty

Sprzedawcy szczęścia. Tak o krążących nad piłkarskimi talentami złotoustych agentach mówi Ireneusz Benedyczak, tata Adriana, 17-latka z Pogoni Szczecin, jednego z najlepszych strzelców grupy zachodniej Centralnej Ligi Juniorów. – A gdy ktoś je sprzedaje, oszukuje. Na szczęście trzeba sobie zapracować – uważa. Sam do niedawna grał w IV-ligowym Gryfie Kamień Pomorski, zna środowisko i wie, kogo się wystrzegać. – Ale bywali i tacy agenci, którzy wprost dyskredytowali konkurencję – dodaje.

Dariusz Sztylka, dyrektor sportowy Śląska Wrocław, tata 18-letniego Łukasza, lewego obrońcy juniorskiej drużyny Śląska, na dodatek lewonożnego, czyli w polskich warunkach będącego piłkarskim towarem deficytowym, mówi, że nie słyszał o podchodach pod Łukasza – prawdopodobnie dlatego, że sam będąc futbolowo doświadczony, uczulił syna, że trzeba uważać na puste obietnice i tanie pochlebstwa. – Ale jeszcze do niedawna byłem trenerem juniorów Śląska i miałem od rodziców wiele sygnałów o kaperowaniu ich chłopaków.

Polityka 20.2018 (3160) z dnia 15.05.2018; Ludzie i Style; s. 82
Oryginalny tytuł tekstu: "Podchody"
Reklama