Kup klub klan
James Montague, autor „Klubu miliarderów”, o tym, czemu służy przejmowanie piłkarskich klubów
MARCIN PIĄTEK: – Bardzo ładna nazwa: Fit and Proper Person Test. Test Osób Gotowych i Odpowiednich. Działa?
JAMES MONTAGUE: – Jest śmiechu wart. Nie znam przypadku, by kogoś uznano za niegodnego kupienia klubu z Premiership.
Majątek niewiadomego pochodzenia, często zbudowany dzięki układom z władzą. Uwikłanie w przestępstwa. Bycie częścią reżimu łamiącego prawa człowieka. Mało?
Stare reguły mówiły, że klubu na Wyspach nie mogła przejąć osoba skazana za przestępstwo finansowe albo której stare grzechy uniemożliwiają zarządzanie piłkarskim biznesem. Ale Roman Abramowicz – mimo oskarżeń o fałszowanie dokumentów w związku z „zaginięciem” 50 wagonów z olejem napędowym i pochodzącym z początku lat 90. prokuratorskim nakazem zatrzymania – bez przeszkód kupił w 2003 r. Chelsea. To był dowód, że na zasady patrzy się przez palce. Ostatnio reguły zaostrzono – wystarczy podejrzenie o popełnienie czynu, który w myśl brytyjskiego prawa jest przestępstwem. Powodem były kolejne skandale – Southampton przejął chiński milioner Gao Jisheng, podejrzewany o korumpowanie urzędników, a właścicielem Nottingham Forest został Evangelos Marinakis, oskarżony o szmuglowanie narkotyków [w marcu tego roku grecka prokuratura postawiła mu zarzuty – red.].
Po co milionerom kluby piłkarskie?
Na pewno nie po to, żeby zarobić. Jak to ujął dziennikarz „Guardiana” David Goldblatt, większość klubów na świecie notuje mniejszy zysk niż lokalny supermarket. Jeśli chodzi o Rosjan, kluby są ich polisą bezpieczeństwa. Roman Abramowicz nie interesuje się futbolem, rzadko bywa na meczach, jest tak bogaty, że na Chelsea nie musi zarabiać. Wprawdzie oficjalnie nie należy do putinowskiego dworu, ale nieraz dowiódł swojej lojalności.