Wyrastają jak grzyby po deszczu. Zresztą pojawiają się w tym samym czasie. Wysyp zaczyna się z końcem lata od zakopiańskich Spotkań z Filmem Górskim, kulminację osiąga wraz z nadejściem jesieni, ciągnie się jednak dłużej. Aż do zimy. Trwający od kilku lat w Polsce boom górskich festiwali osiągnął w tym roku swoje apogeum.
Światową stolicą ludzi gór stał się Lądek-Zdrój, na co dzień senne uzdrowisko leżące w Kotlinie Kłodzkiej, u podnóży nieprzekraczających w większości nawet tysiąca metrów Gór Złotych. Odbywający się tu Festiwal Górski im. Andrzeja Zawady w ostatnich latach urósł do rangi najważniejszej tego typu imprezy w Polsce, a w tym roku gościł edycję najważniejszych światowych nagród w dziedzinie alpinizmu, przyznawanych dotąd w jego kolebce, francuskim Chamonix lub w innych alpejskich miasteczkach we Francji lub Włoszech – Piolets d’Or – Złotych Czekanów. To tak jakby, nie przymierzając, dla odświeżenia formuły galę wręczenia Oscarów przenieść z Los Angeles do Gdyni. Jednak popularność alpinistów wzrasta w ostatnich latach lawinowo wraz z wkroczeniem himalaizmu, alpinizmu i ekstremalnej wspinaczki do mediów głównego nurtu, rewolucją technologiczną, która pozwala obserwować ich wyczyny na żywo, a także multiplikować spektakularne nagrania oraz gorące newsy w mediach społecznościowych.
Najlepsi wspinacze, cieszący się do niedawna chwałą i sławą w wąskim i hermetycznym środowisku wspinaczkowym, urośli do rangi bohaterów masowej wyobraźni. Do niedawna górskie festiwale zabiegały przede wszystkim o słynnych wspinaczy z Zachodu, którzy byli w stanie przyciągać największą publikę, składającą się głównie z zainspirowanych ich dokonaniami adeptów pionowych sportów oraz podziwiających ich z perspektywy podnóża ścian oraz doniesień na branżowych portalach pasjonatów gór.