Jϋrgen Klopp wreszcie się doczekał. Nie udało się z Borussią, nie udało się z Liverpoolem w ubiegłym roku, ale tym razem jego „The Reds” wyjeżdżają z Madrytu z wielkim srebrnym pucharem Ligi Mistrzów. Liverpool – Tottenham 2:0.
Po szaleńczych pod każdym względem półfinałach – Liverpoolu z Barceloną i Tottenhamu z Ajaksem – można było spodziewać się utrzymania tego poziomu atrakcji i emocji w finale. Napięcie było, ale przez większą część gry wynikało ze stawki zawodów. Pod względem piłkarskim oglądaliśmy już lepsze finały. Trudno jednak oczekiwać od trenera Kloppa, jego zawodników i kibiców nie tylko w Liverpoolu, żeby zepsuło im to radość z wielkiego osiągnięcia.
Oba zespoły z wybitnymi trenerami
Ludzie Jϋrgena Kloppa wygrali zasłużenie, ale trzeba sobie zadać pytanie z cyklu: co by było, gdyby. Co by było, gdyby po dwudziestu kilku sekundach od pierwszego gwizdnięcia sędziego piłka w polu karnym nie trafiła w rękę pomocnika późniejszych przegranych Sissoko? I Salah nie miałby szansy wpakowania gola z rzutu karnego od razu po pierwszej akcji? Może bieg boiskowych spraw przyjąłby inny obrót. A może nie. Zostawmy te rozważania kibicom Tottenhamu.
Oba zespoły przyjechały do Hiszpanii dowodzone przez wybitne postaci trenerskiego świata. I Niemiec Jϋrgen Klopp, i Mauricio Pochettino zorganizowali na nowo swoje drużyny. 47-letni Argentyńczyk dokonał wielkiego wyczynu. Przed zakończonym właśnie sezonem nie mógł liczyć na żadne wzmocnienia. A jednak liczył się w lidze (czwarte miejsce), a w Champions League uporał się m.