Ludzie i style

Szuflandia

Moda na mikromieszkania

7-metrowy apartament w Rzymie zaprojektowany przez włoskiego architekta Marco Pierazziego. Część kuchenna. 7-metrowy apartament w Rzymie zaprojektowany przez włoskiego architekta Marco Pierazziego. Część kuchenna. Mateo Rossi
Diogenes, grecki filozof, jak wiadomo, z wyboru mieszkał w beczce. Dziś Polacy coraz częściej wybierają mieszkania niewiele od beczki większe. Także z wyboru?
Minimieszkanie w poznańskim Nadolnik Compact Apartments.Nadolnik Compact Apartments Minimieszkanie w poznańskim Nadolnik Compact Apartments.
2,5-metrowy apartament przy ulicy Garncarskiej w Krakowie.www.yourplace.pl/Yourplace Krakow Serviced Apartments 2,5-metrowy apartament przy ulicy Garncarskiej w Krakowie.
Wizualizacja malutkiego mieszkania z inwestycji STARTER we Wrocławiu.Starter Wizualizacja malutkiego mieszkania z inwestycji STARTER we Wrocławiu.
Dom Kereta w Warszawie.Bartek Warzecha Dom Kereta w Warszawie.
Dom Kereta w Warszawie. Na 14 m kw. mieści się kuchnia, łazienka, salon, sypialnia i gabinet.Bartek Warzecha Dom Kereta w Warszawie. Na 14 m kw. mieści się kuchnia, łazienka, salon, sypialnia i gabinet.
Tokijska Capsule Tower ze 140 mieszkalnymi kapsułami o powierzchni niecałych 9 m kw.Noritaka Minami Tokijska Capsule Tower ze 140 mieszkalnymi kapsułami o powierzchni niecałych 9 m kw.
Mikroapartament w tokijskiej Capsule Tower.Noritaka Minami Mikroapartament w tokijskiej Capsule Tower.
7-metrowy apartament w Rzymie zaprojektowany przez włoskiego architekta Marco Pierazziego. Część sypialna.Mateo Rossi 7-metrowy apartament w Rzymie zaprojektowany przez włoskiego architekta Marco Pierazziego. Część sypialna.

Artykuł w wersji audio

Przez dziesięciolecia bawiły nas mieszkaniowe wygibasy Japończyków, którzy w malutkich mieszkankach próbowali upchnąć wszystkie życiowe funkcje. Można tego doświadczyć i dziś, podróżując po tym kraju i korzystając z oferty prywatnych kwater. Na dzień materace wędrują z pokoiku do szafy, a stolik – z szafy do pokoiku. Wieczorem na odwrót. Bawiły nas, choć sami nigdy nie należeliśmy do mieszkaniowych potęg, a w czasach PRL w oficjalną politykę mieszkaniową wpisane były mieszkania M-1, czyli pozbawione kuchni kawalerki o powierzchni oscylującej w granicach 19–20 m kw. Powszechne były także tzw. hotele asystenckie, pielęgniarskie czy po prostu robotnicze, często będące zgrzebną, socjalistyczną odmianą małego mieszkanka. Jeszcze dziś zajmujemy w Europie mało chlubne szóste miejsce od końca pod względem średniego metrażu mieszkań. Wyprzedzamy tylko Bułgarię, Rumunię i kraje nadbałtyckie.

W początkach III RP wydawało się, że osobista przestrzeń życiowa gwałtownie się nam poszerzy. Po latach socjalistycznych norm ludzie z entuzjazmem zaczęli stawiać coraz bardziej rozległe domy-dworki, a deweloperzy kusili coraz okazalszymi apartamentami, oczywiście kupowanymi na kredyt we frankach szwajcarskich. To musiało tąpnąć, tym bardziej że ceny mieszkań gwałtownie wystrzeliły w górę.

Apartamencik 2,5m kw

Średnia powierzchnia nowo oddawanych w Polsce mieszkań spadła między 2011 a 2018 r. aż o 17 m kw. Najbardziej skurczyły się oddawane do użytku lokale w takich miastach, jak Poznań, Kraków, Łódź i Warszawa. Można więc się było spodziewać, że jedną z konsekwencji owej powściągliwości w planowaniu własnej domowej przyszłości będzie pojawienie się na rynku mieszkań najmniejszych. I tak się stało.

Co kilka miesięcy media w Polsce ekscytują się kolejnymi doniesieniami pod hasłem „Małe – mniejsze i najmniejsze”. Okazało się, że rodacy śmiało stanęli do rywalizacji z włoskim architektem Marco Pierazzim, którego 7-metrowy apartament w Rzymie stał się ciekawostką w skali światowej. W 2018 r. w kamienicy na warszawskim Targówku zaoferowano pod wynajem mieszkanie o powierzchni 8,5 m kw. Czynsz: 900 zł. W sierpniu tego roku, dla odmiany w Gdańsku-Wrzeszczu, pojawiła się oferta klitki 8-metrowej (plus 4 m kw. na antresoli), co może nie pobiło minimalnego rekordu powierzchni, za to na pewno rekord cenowy: właściciel żądał za ów luksus 1,7 tys. zł miesięcznie. Z kolei na portalu noclegowym Airbnb wynająć można „apartamencik” w Krakowie przy ul. Garncarskiej o powierzchni… 2,5 m kw.! Łóżko zawieszono pod sufitem, toaletę umieszczono w kabinie prysznicowej i brakuje tam jakiegokolwiek okna, za to jest minibiurko (mieści laptop), kuchenka mikrofalowa, a nawet czajnik elektryczny. Na tym tle słynny, reklamowany jako najwęższy na świecie Dom Kereta w Warszawie wydaje się monstrum – ma bowiem aż 14 m kw. Inna sprawa, że na tej powierzchni udało się pomieścić kuchnię, łazienkę, salon, sypialnię i gabinet. Oczywiście wszystko w wersji mini. Polak potrafi.

Minikawalerki, zwane niekiedy dumnie, acz zazwyczaj bezzasadnie, mikroapartamentami, jako komórki do wynajęcia na krótki czas są oczywiście do przyjęcia. Gorzej, że rozrasta się też rynek sprzedaży tego typu pomieszczeń jako mieszkań. Do masy spadkowej, pozostałej po PRL w postaci kawalerek mieszczących się głównie w wieżowcach z wczesnych lat 70. XX w., doszły nowe formy kreowania tego typu przestrzeni. Po pierwsze – adaptacje. Niekiedy zaskakujące. W podkrakowskich (choć administracyjnie w granicach miasta) Swoszowicach wystawiono na sprzedaż trzy lokale o powierzchni 7,4 i dwa razy po 8,3 m kw. Ceny to odpowiednio 99 oraz 117 tys. zł. Mieszkania wykrojono na niewielkim poddaszu. Kiedyś ledwie by starczyło na przeciętną kawalerkę. Teraz dało się zamienić w trzy mieszkanka. Z kolei w warszawskim bloku ktoś wykupił od wspólnoty znajdujące się na poszczególnych piętrach pomieszczenia gospodarcze (schowki) liczące sobie po niespełna 10 m kw. i zamienił je w lokale do mieszkania.

O wiele ciekawsze jest jednak zainteresowanie mikrokawalerkami ze strony deweloperów. Bodaj najsłynniejsze przedsięwzięcie to wrocławski projekt Starter. Składają się nań trzy inwestycje. Starter I to przerobiony na 149 mikroapartamentów (od 12 do 27 m kw.) dawny Hotel Asystenta. Jego adaptację rozpoczęto w 2013 r. i datę tę można też uznać za początek profesjonalnego rynku polskiej „Szuflandii”. Starter II był już budową od zera, a na 9 piętrach pomieszczono 175 lokali. O ile obie te realizacje stworzono z myślą o wynajmie, o tyle właśnie kończony Starter III w całości przeznaczono do sprzedaży. 255 lokali rozeszło się jak ciepłe bułeczki. Całość reklamowana jest hasłem „nowoczesne i sprytne”. Podobne realizacje powstały lub powstają także w innych miastach Polski: Opolu (62 lokale o średniej powierzchni 17 m kw.), Łodzi (110 lokali), Warszawie, Lublinie, Gdańsku. Imponująco zapowiada się projekt Nadolnik Compact Apartments w Poznaniu. W pierwszym etapie zaplanowano tam 213 malutkich mieszkań, a docelowo – 1 tys.! Chińska skala.

Nieduże, luksusowe

Budowanie mikroapartamentów jest w gruncie rzeczy… nielegalne. Oficjalnie obowiązujące przepisy budowlane mówią bowiem wyraźnie, że lokal mieszkalny musi mieć minimum 25 m kw. Uregulowanie wprowadzono w 1974 r., a poprzedni limit wynosił zaledwie 17 m kw. W 2018 r. Ministerstwo Infrastruktury wprowadziło nowe przepisy dotyczące powierzchni projektowanych mieszkań, powtarzając ów 25-metrowy standard. A podobno planuje się podniesienie go w przyszłym roku do 26 m kw. Ale od czegóż jest kreatywność służących deweloperom prawników? Po prostu wszystkie powstające mniejsze mieszkania sprzedawane są jako lokale użytkowe, a co sobie nabywca z nimi zrobi, to już jego sprawa.

Oferowane na rynku pierwotnym mikroapartamenty przynoszą pewnego rodzaju niepisaną transakcję wiązaną. Coś za coś. W zamian za pomniejszoną osobistą przestrzeń życiową oferują podwyższony standard. Wiele z nich sprzedawanych jest w stanie gotowym do zamieszkania, ze specjalnym wyposażeniem. Postęp techniczny pozwala „upychać funkcje”: małe lodówki, odkurzacze czy sprzęt grający, modułowe, wielofunkcyjne meble itd. Zazwyczaj też deweloperzy oferują przeniesienie części funkcji do przestrzeni publicznej, zapewniając schowki na rowery, pralnię samoobsługową, niekiedy nawet miejsce do pracy z komputerem lub miejsce na grill. W standardzie jest sieć Wi-Fi, niekiedy także usługa konsjerża. Mikromieszkania często powstają w dobrych, śródmiejskich lokalizacjach. W efekcie mamy do czynienia z ofertą niedużą, ale zazwyczaj dość luksusową, o czym najlepiej świadczą ceny za metr kwadratowy, o kilkadziesiąt procent wyższe od cen za porównywalne, ale większe lokale.

Czuły na społeczne potrzeby przemysł meblarski także zainteresował się tym segmentem rynku. Firma Transforms proponuje cała gamę mebli idealnych do malutkich mieszkanek: chowane w szafie łóżka czy komodę zamieniającą się w stół o dowolnej długości. Niedawno premierę miała też firma MICROOM, która otwarcie deklaruje ukierunkowanie na użytkowników mikroapartamentów. Na początek zaproponowała serię bardzo ładnych, nawiązujących do modernizmu mebli (a właściwie mebelków) MOD, zaprojektowanych przez Dorotę Terlecką. Problem nabrzmiał na tyle, że na największych i najbardziej prestiżowych polskich targach wyposażenia mieszkań Warsaw Home zorganizowano specjalny panel dyskusyjny „Wielki projekt: wyposażenie mikroapartamentu”.

W Azji maciupeńkie mieszkania są na porządku dziennym od dawna i nadal trzymają się świetnie. W wielomilionowym Zhengzhou stanowią aż 60 proc. całego bieżącego budownictwa. Znana tokijska Capsule Tower z 1972 r. składa się ze 140 mieszkalnych kapsuł o powierzchni niecałych 9 m kw. Wszędzie tam, podobnie jak to było w Polsce za czasów PRL, małe lokale są poniekąd konsekwencją drogich gruntów miejskich i deficytu mieszkań. Ale w pewnym momencie ze Stanów Zjednoczonych przyszła moda, tak jak kiedyś na lofty, tak z czasem na małe mieszkanka. Jak ciekawie zauważyła Agata Twardoch w wyśmienitej książce „System do mieszkania”, „zdają się one nieść wymiar symboliczny: mieszaninę historii, hipsterstwa, ekologii, oszczędności i moralności”.

Rotacja mikromieszkań

Do tego można dorzucić zmiany obyczajowe, które coraz bardziej minimalizują rolę domu w codziennym życiu (więcej pracujemy, ze znajomymi spotykamy się w knajpkach, odpoczywamy czynnie w klubach fitness lub na rowerze itd.), a nadto utrwaliły model, w którym pary często mieszkają osobno, a „mieszkanie w pojedynkę – jak pisze Twardoch – wcale nie oznacza bycia samotnym”. W tym samym Nowym Jorku zrodził się nawet społeczny tiny house movement propagujący ideę życia na małej przestrzeni.

Polacy, szczególnie młodzi, chętnie podchwycili ów etos, świetnie skorelowany ze stylem życia i odczarowany z peerelowskiej bieda-łatki. Kupują lub wynajmują mikromieszkania przede wszystkim studenci, ludzie zawodowo dużo podróżujący lub spędzający większość czasu w pracy, a także firmy często delegujące pracowników. Rodziny, które mieszkają pod miastem, traktują je często jako prywatne minihotele pozwalające na wykorzystanie w nagłych sytuacjach, gdy na przykład obowiązki zawodowe lub spotkania towarzyskie przeciągną się do późnych godzin wieczornych, a od rana znowu trzeba być w mieście. Na razie popyt jest więc spory, nowe realizacje sprzedają się znakomicie i w sumie trudno przewidzieć, gdzie leży granica nasycenia rynku. Trzeba bowiem pamiętać, że 15 czy 20 m kw., wystarczające i cool dla 20-latka, staje się dobrodziejstwem kłopotliwym, gdy mijają lata. Można więc przypuszczać, że rotacja właścicielska będzie tu w przyszłości bardzo duża. Na razie rozdarci między Hongkongiem (mieszkam tak, bo muszę) a Nowym Jorkiem (mieszkam tak, bo chcę) szukamy własnej, rodzimej drogi wpisania mikromieszkań w makroświat.

Polityka 42.2019 (3232) z dnia 15.10.2019; Ludzie i Style; s. 66
Oryginalny tytuł tekstu: "Szuflandia"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną