Polski akcent wśród zdobywców Oscarów był może skromny, ale za to uderzał. Jak trzeba było, nawet przywalił. We wszystko, co mu podsunęli – zwykłą perkusję, ale też arkusze blachy czy kartony. Zasłużył się na tyle mocno, że islandzka kompozytorka ścieżki dźwiękowej do „Jokera” Hildur Guðnadóttir, która wygrała w zeszłym roku konkurencję w dziedzinie muzyki filmowej we wszystkich najbardziej liczących się nagrodach (poza Oscarem zdobyła także Złoty Glob, nagrody BAFTA i jeszcze Emmy za muzykę do serialu „Czarnobyl”), wymieniła nawet przybysza z Polski w składzie osobowym na okładce swojego albumu: Perc.
Perc gra precyzyjnie i bezwzględnie. Najszybsi perkusiści świata potrafią oddać ponad tysiąc uderzeń w ciągu minuty, on byłby w stanie grać szybciej, jeśli go do tego zmusi utwór – i nie spociłby się przy tym ani trochę. Bo zasadniczo jest samym ramieniem, odlanym z aluminium i wyposażonym w wysuwane końcówki z różnych materiałów. Jest maszyną wyprodukowaną przez olsztyńską firmę Polyend. Zaprogramować go można – i sterować nim zdalnie – niczym znaną od wielu lat pianolę, czyli automatyczne pianino, albo dowolny syntezator wyposażony w złącze MIDI.
– To, że w sposób pośredni uczestniczyliśmy w tym zwycięstwie, było bardzo miłe, ale to oczywiście sukces samej kompozytorki – mówi skromnie Piotr Raczyński, który zakładał Polyend jako 32-letni pasjonat muzyki. Ale do małej manufaktury z siedzibą w centrum Olsztyna posypały się tak czy inaczej gratulacje. Rozbudziło to zainteresowanie istniejącą od pięciu lat firmą, z którą kontakty mają znani muzycy, często dawni idole twórców Polyend. Guðnadóttir i jej producent Sam Slater kupili dwa perkusyjne ramiona, a kolejne dwa dostali. – Kup dwa, dostaniesz dwa gratis, pod warunkiem że dostaniesz Oscara – żartuje Raczyński.