Przed sobotnim meczem w Porto, które kilka tygodni temu dość niespodziewanie stało się gospodarzem finału (po rezygnacji Stambułu), jedno było pewne: zwycięży angielska drużyna. To pokazuje siłę tamtejszej klubowej piłki. Tak wielu tak świetnych zespołów, piłkarzy i tak bogatych właścicieli nie ma dziś żaden europejski kraj.
Górnik Zabrze, a potem długo nic
Wydawało się, że to Citizens z Manchesteru przylecieli do Portugalii jako faworyci. To oni przecież bezapelacyjnie zostali mistrzami Anglii, co tam jest osiągnięciem nie mniej ważnym niż triumf w Lidze Mistrzów. Ale Manchester City nigdy LM nie wygrał. Mało tego – w co trudno uwierzyć – w Europie nie zwojował prawie nic poza Pucharem Zdobywców Pucharów w 1970 r. Wtedy po drugiej stronie boiska stanęli piłkarze Górnika Zabrze.
Londyńczycy z Chelsea ani przez moment nie uznali siebie za outsiderów. Zresztą dwa ostatnie mecze kończyły się ich wygranymi, więc mieli do tego pełne prawo.
To nie był finał marzeń. Nie oglądaliśmy zbyt wielu niesamowitych akcji zakończonych pięknymi strzałami i bramkarskimi paradami. To była raczej ciężka walka o przewagę na każdym metrze boiska i czyhanie na błąd przeciwnika. Owszem, Manchester City miał częściej piłkę, ale piłkarze Chelsea mądrze stali w defensywie. I to oni umieli zaskoczyć najefektowniejszą akcją zakończoną kopnięciem piłki przez Kaia Harvetza do pustej bramki.
Patrząc na gwiazdozbiór w składach, można się było spodziewać znacznie więcej. Tymczasem zawiódł nawet ten, który prawie nigdy nie zawodzi, czyli Kevin de Bruyne (w końcu musiał zejść z placu gry niemiłosiernie poturbowany).
Tuchel kontra Guardiola
Finałowa gra była też pojedynkiem dwóch trenerów: Pepa Guardioli i Thomasa Tuchela. Ten pierwszy z Barceloną dwukrotnie sięgał po puchar Ligi Mistrzów, ale było to już dość dawno. Jednak wielkości mu nikt nie odbiera. Do Anglii przyjechał również po to, by nawiązać do tamtych wyników. Ten drugi jest bardzo znany, ale wielkość wywalczył dopiero teraz w Porto. Z poprzednimi klubami rozstawał się w nie najlepszej atmosferze. Paris Saint Germain pożegnał zaledwie pół roku temu. Z paryżanami doszedł co prawda do ubiegłorocznego finału LM, ale tam na jego drodze stanęli Robert Lewandowski i spółka z Monachium. Objęcie Chelsea po Franku Lampardzie było dość zaskakujące, ale jakże szczęśliwe.
Tym razem właściciel londyńskiego klubu Roman Abramowicz trafił z wyborem. Kolejne setki milionów euro zaczęły procentować. Szejkowie z Manchesteru cieszą się z mistrzostwa Anglii, ale europejskie plany znowu muszą odłożyć na kolejny rok.
Warto chyba jeszcze przypomnieć, że zarówno Manchester City, jak i Chelsea były w owej „parszywej dwunastce”, która całkiem przecież niedawno miała stworzyć Superligę i w ten sposób Liga Mistrzów zostałaby zmarginalizowana, jeżeli w ogóle by przetrwała. Z tego punktu widzenia mecz w Porto jest więc także sukcesem UEFA. Kończy bowiem bardzo trudny, nie tylko z powodu pandemii, sezon.
I jeszcze jedno. Fajnie patrzyło się na kibiców na trybunach.