Kamil Stoch z tak głębokim kryzysem nie mierzył się nigdy. Na miesiąc przed igrzyskami w Pekinie wielki mistrz wraca do kraju przed końcem Turnieju Czterech Skoczni.
W pierwszych tygodniach sezonu był właściwie jedynym polskim skoczkiem w niezłej, a chwilami dobrej formie. W jednym z konkursów zajął nawet trzecie miejsce i tym samym po raz 80. stanął na podium Pucharu Świata. Gdy już można było mieć nadzieję, że licznik sukcesów zacznie się znowu kręcić, rozpoczął się Turniej Czterech Skoczni. W ostatnich latach Polak trzy razy był pierwszy w ogólnej klasyfikacji.
Czytaj też: Mistrz Stoch z Soczi
Kryzys Stocha i Małysz na pierwszej linii
Lidera reprezentacji dopadła niemoc. W Oberstdorfie i Garmisch-Partenkirchen odpadł w pierwszej serii. W Innsbrucku nie zakwalifikował się do konkursu. W efekcie zapadła decyzja o jego wycofaniu z ostatniego etapu zawodów.
Sytuacja Kamila Stocha jest częścią większej całości – zapaści formy całej kadry prowadzonej przez Michała Doleżala. Bo dotychczas (poza 11. miejscem Piotra Żyły w Garmisch-Partenkirchen) bilans naszych skoczków jest słaby. Zawodzą właściwie wszyscy. I mistrzowie, i aspirujący do tych tytułów.
Podobno latem nic tego nie zapowiadało. Przygotowania i starty szły utartymi szlakami. Pierwsze zimowe niepowodzenia potraktowane zostały ze spokojem. Prezes Polskiego Związku Narciarskiego Apoloniusz Tajner jak zwykle roztaczał optymistyczną wizję kolejnych startów. Z czasem można było wyczuć coraz większą nerwowość w nawoływaniu do spokoju.
Prezes wycofał się do drugiego albo trzeciego rzędu, a frontmanem został Adam Małysz, który jest dyrektorem od skoków w związku.