Madeleine Albright zrobiła z ich noszenia rodzaj sztuki (słynne jadowite węże czy sentymentalne serduszka) i nawet autobiografię, zapis długiej kariery politycznej i dyplomatycznej, opowiedziała za pomocą biżuterii. Gdy w 2019 r. prezeska brytyjskiego Sądu Najwyższego wygłaszała oświadczenie stwierdzające nielegalność decyzji Borisa Johnsona o zawieszeniu parlamentu, miała na sobie broszkę w kształcie dużego pająka. Trudno też zapomnieć o kolekcji broszek Beaty Szydło, w tym słynnych trzech maszerujących kotach z jednego ze świątecznych spotów. W tym przypadku miały one głównie ocieplić wizerunek. Dzisiaj broszki wracają do łask w każdej grupie społecznej i tym razem przysłużyli się temu mężczyźni.
W czasie tegorocznych wiosennych pokazów mody i na czerwonym dywanie powtarzał się najczęściej jeden dodatek: klasyczna broszka przypięta do klapy marynarki lub na piersi. Aktor Paul Mescal („Normalni ludzie”, „Aftersun”) na rozdaniu nagród BAFTA pojawił się w garniturze uzupełnionym spektakularną broszką Cartiera z lat 30. Na ceremonię rozdania Oscarów Michael B. Jordan (znany z m.in. „Czarnej Pantery”) przypiął nie jedną, a dwie broszki Tiffany’ego. A propozycje modnych przypinek zaprezentowali niedawno tacy projektanci mody, jak Tory Burch, Masha Popova, Roberto Cavalli i Dries Van Noten. I nawet Rihanna miała na sobie trzy diamentowe broszki, kiedy występowała na Super Bowl – kolejny dowód na to, że broszka wróciła.
Męska broszka ma lekko transgresyjny charakter. Pokolenie Z rozmywa płciowe granice stylu bycia i ubioru w sposób nieznany od dawna; od końca XIX w. mężczyźni nie zwykli nosić prawie żadnej biżuterii. I kiedy konceptem sezonu stał się – jeśli spojrzeć choćby na nowojorskie wybiegi – uniform, to okazało się, że jak ulał leży na nim dobrze dobrana mała ozdoba.