Z seksem jest jak z demokracją: prawo do głosu i poważnego traktowania powinno należeć się wszystkim stronom. A nie tylko tym uprzywilejowanym, które mają dostęp do pieniędzy, władzy czy kontroli. Nie wyobrażam sobie społecznej sprawiedliwości bez seksualności. Jeżeli nie jesteśmy równi w łóżku, nie jesteśmy równi wcale.
Pomimo tego, a raczej właśnie dlatego, kobietom powtarza się, że seks nie ma dla nas aż takiego znaczenia. Według najbardziej rozpowszechnionych podpowiedzi zarówno z kolorowych magazynów, komedii romantycznych, filmów porno, jak i kościelnych kazań dla kobiety ważniejszy jest wygląd oraz zdobycie i zatrzymanie przy sobie partnera/męża niż zadowolenie ze swojego życia seksualnego. Zawsze są inne, jakoby ważniejsze sprawy niż nasze prawo do przyjemności w przestrzeni seksualnej. Wiadomo: Bóg, honor, ojczyzna, mężczyzna.
Na pytanie, które zadaję jako edukatorka seksualna i trenerka relacji intymnych regularnie od lat, co dla ciebie oznacza dobry seks, większość kobiet odpowiada: bez bólu i uczucia dyskomfortu. Mężczyźni zaś opisują dobry seks jako specjalnie dla nich urozmaicony. Według światowych badań marki Durex panowie mają orgazm cztery razy częściej niż ich partnerki. Prawo do sięgania do łechtaczki, zarówno w czasie zabawy solo, jak i w duecie, brzmi jak fanaberia, rozrywka dla niewyżytych kobiet. A zajmowanie się tematem kobiecej seksualności jest takie wulgarne i niepoważne, prawda? Wywołuje niesmak i ma się ochotę jak najszybciej wrócić do prawdziwych problemów i istotnych spraw. Czyli jakich?
Wkurza mnie powtarzanie toksycznych bajek o tym, że jakoby seks się nie liczy. Mamy w nie wierzyć, siedzieć cicho i nie interesować się zbytnio „tymi sprawami”. Tak, żeby nie przeszkadzać nieczułym kochankom, drapieżnym księżom i pyszałkowatym konserwatywnym politykom w eksploatowaniu naszych ciał i wzmacnianiu naszym kosztem ich pozycji społecznej i politycznej.