Kombinacja skarpet z sandałami lub klapkami od lat uchodzi za kwintesencję obciachu. „Jeśli nie jesteś faraonem z V w. [sic!], skarpetki z sandałami będą wyglądać okropnie” – pisał Tim Gunn, mentor w amerykańskim programie modowym „Project Runway”, w swojej „Fashion Bible” z 2012 r. Nad Wisłą zwykło się uważać, że to typowo polski wymysł, a mężczyzn, którzy się tak noszą, nazywać „Januszami” (dopełnieniem ich wizerunku miały być torby z Biedronki).
Dziś człapiących w klapkach i skarpetkach można spotkać w najmodniejszych europejskich dzielnicach i na światowych wybiegach. Najpopularniejsze zestawienie to długie białe skarpety i sportowe, gumowe klapki. Ale w dobrym guście jest też gruba wełna i skórzane sandały z klamrami na korkowej podeszwie (najpopularniejsza marka takich butów reklamuje je hasłem „Ugly for a reason” – brzydki nie bez powodu). A to wszystko połączone z szortami, długimi spódnicami czy… spodniami od garnituru.
Trendy zaczęły się zmieniać w 2020 r. David Beckham dał się wtedy sfotografować na Instagram swojej żony Victorii w czarnych sandałach i białych skarpetkach (bynajmniej nie na plaży). „Często wyśmiewana kombinacja sandałów i skarpetek zmieniła się tego lata, stając się prawdziwym must have” – donosiła wyrocznia modowa portal Highsnobiety. Od tego czasu w skarpetach i odkrytych butach pokazało się wielu celebrytów i influencerów (m.in. Kendall Jenner, Katie Holmes, Kanye West i Justin Bieber), a niektóre domy mody (jak Fendi) prezentują to połączenie na wybiegach.
O co chodzi? Wyjaśnienia można szukać w modzie na normcore (ekstremalna normalność, od ang. normal i hardcore). Największe uznanie zdobyła wśród młodych z pokolenia Z, wciskających się w źle dopasowane dżinsy po swoich ojcach, buty ortopedyczne po matkach, kolorowe polary i rozciągnięte bluzy z logo firm z lat 90.