Miejsce w oddali
Miejsce w oddali. Dokąd się wybrać w RPA i o czym lepiej nie zapominać
W przypadku osób, które do tego maleńkiego miasteczka, położonego 40 minut drogi samochodem od Kapsztadu, trafiają pierwszy raz, całkiem uzasadnione może być uczucie znajdowania się na planie filmowym. A dokładnie – na planie nowej produkcji Wesa Andersona. Prawie każdy budynek jest idealnie symetryczny, pomalowany w nierealistycznie wręcz pastelowe barwy. Na ulicach widać wystylizowane pary i barwnych studentów chodzących od kafejki do kafejki, ewentualnie turystów nocujących w „domach gościnnych” – bo żaden tutejszy przybytek nie zniży się do poziomu nazwania się hotelem. Flagi na uniwersyteckim kampusie powiewają w nieznośnie perfekcyjnych odstępach, jakby nawet wiatr próbował dostosować się do tej protestancko-kolonialnej idylli. Nie widać śmieci na ulicach, krzywo zaparkowanych samochodów – również dlatego, że po Stellenbosch grzechem byłoby nie poruszać się piechotą. Nie widać też jednak prawie nikogo, kto miałby inny niż biały kolor skóry.
Stellenbosch to niewielkie miasteczko, w którym doskonale widać rasowe i społeczne kontrasty współczesnej Afryki Południowej. Położone w Prowincji Przylądkowej Zachodniej jest znane daleko poza RPA co najmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, to nieformalna stolica afrykanerskiej winikultury. Miasteczko otaczają malownicze, wiecznie zielone wzgórza będące częścią aż trzech parków narodowych, a u ich podnóży znajdują się najbardziej znane winnice w tej części świata. Przy czym słowo „winnica” w jego europejskim znaczeniu nie oddaje ani skali przedsięwzięcia, ani pełni doświadczeń. To ciągnące się często po ograniczony tylko przez wzgórza horyzont posiadłości, niezmienione w swoim rozmiarze często od wojen napoleońskich.
Wybór jest ogromny, bo miejsc wartych odwiedzenia na winnym szlaku jest kilkanaście, ale jeśli wędrowiec ma w Stellenbosch czas ograniczony, musi odwiedzić bez wątpienia Vergelegen – ośrodek funkcjonujący tu od 1700 r.